Po dłuższej przerwie wita Was mój najnowszy nabytek (tak bardzo mi głupio w tej chwili, że podejmuję drastyczną próbę uprzedmiotowienia kici). Szczerbatek to kocur (przynajmniej tak twierdzą niektórzy, przyznam, że ja sama nie mogę się nazwać specjalistką w zakresie wiedzy na temat kocich genitaliów) i mieszka u mnie od miesiąca. Zdaje się, że to wszystko co pozostaje w obszarze mojej wiedzy o kici, bo podczas jednego z epizodów altruizmu łamane na wyrzuty sumienia (jestem-taką-złą-osobą-dlaczego-nie-robię-nic-dla-innych) przygarnęłam owe bezdomne zwierzę, które stanęło na mojej drodze dokładnie wtedy, gdy wbiłam najgrubszą część ciała w dres i obrałam kurs na jedyny sklep w mojej okolicy (kupowałam coś do pasywno-hedonistycznego zażarcia smutów, jak podejrzewam, jestem taaaka beznadziejna). W KAŻDYM RAZIE, jest sobie miesiąc, zrobił się niepokojąco duży i śpi na moim brzuchu, gdy oglądam seriale. (tak, to najprawdopodobniej najżałośniejszy widok ever i nie, NIE ZROBIE NICZEGO Z MOIM ŻYCIEM)
Żartuję oczywiście.
Mówię o powyższym.
Zrobiłam coś z moim życiem. To znaczy, zrobiłam kilka cholernie fajnych rzeczy. Zdałam emocje i motywacje (tak, to jeden przedmiot) na cztery, znalazłam pracę, ścięłam ponad dwadzieścia centymetrów włosów i trochę schudłam, bo cały czas ćwiczę.
Ale, żeby nie było zbyt kolorowo, to od początku - przebrnęłam przez miliard stron literatury z tego dziwnego przedmiotu; potrafię powiedzieć kilka całkiem ciekawych rzeczy na temat łechtaczki hieny cętkowatej, potrafię prześledzić drogę bodźca słuchowego w szlaku korowym i podkorowym mózgu oraz znam wszystkie teorie powstawania emocji, tak szczerze mówiąc nie sądzę, żeby te nowo nabyte skillsy przysposobiły mnie do tej BEZWZGLĘDNEJ DŻUNGLI ZWANEJ ŻYCIEM.
Po drugie, moja praca to chodzenie dla samej idei chodzenia (dziesięć godzin, w nocy), zbieranie szklanek i pustych opakowań po petach ludzi, którzy w jeden wieczór wydają więcej pieniędzy niż ja dostałam na komunię, a dodatkowo poddaję destrukcji mój mózg, zasoby poznawcze i pamięć deklaratywną oraz całkowicie zatracam ochłapy wiary w humanitaryzm przez świadome narażanie się na specyficzną scenerię dwojga ludzi manifestujących uroki promiskuityzmu. Ano i myję szyby w ruchomych schodach.
Po trzecie, moment brutalnego cięcia moich długichdługich włosów zbliżał się wprostproporcjonalnie do wielkości kłębu kłaków, który to wyciągałam z odpływu wanny (serio, to było już rozmiarów średniej wielkości ptasiego gniazda).
Po czwarte, odkąd ruszyłam dupsko, dotąd zaczęły mnie boleć kolana. Czasem odnoszę smutne wrażenie, że Wszechświat chce, żebym była gruba, smutna i spała z kotem na łyżeczkę. (otrzymałam klarowny symbol, gdy na weselu, na którym byłam NIEMALŻE złapałam welon, mianowicie, wyrwała mi go jakaś nędzna kreatura. przyznam, że poczułam się znacząco pokrzepiona, gdy dowiedziałam się co ona studiuje, 'ONA MOŻE MIEĆ MĘŻA, JA BĘDĘ MIAŁA KARIERĘ' tak właśnie zneutralizowałam swoje obawy i zredukowałam dysonans poznawczy).
Cokolwiek zrobię wciąż jestem tą samą koślawością pięt, atlasem blizn na kolanach, łokciach i brzuchu, tą samą aurową migreną wywołaną depresją kory i wielkim zbiorowiskiem nieistotnych lęków i fobii.
Główny eksponat na wystawie w Muzeum Niskiej Samooceny.
bardzo chaotycznie, bardzo się ślimaczę i popełniam podstawowy błąd atrybucji.
mogę zrobić z Tobą to co chcę
mogę Cię odpychać i i całować
mogę opowiadać Ci zły sen
takie same usta masz rozchylone,
takie same dłonie wciąż koją mnie,
w otwór w plecach wpuszczam Ci ciepłą wodę
jesteś żywa bądź tak