trochę śmiać mi się chcę jak widzę siebie tu, niemniej jednak to był pierwszy Dzień Plaży, prosto z pociągu i z wielkimi walizami (na drugi dzień miałam zakwasy na lewej ręce od CIĄGNIĘCIA WALIZY, ah kochana kondycjo), co prawda piasek wygrzebywałam z każdego otworu ciała (hehe) i każdego itemu, który wzięłam ze sobą jeszcze długodługo (wczoraj otworzyłam trzecią część wiedźmina, a pomiędzy stroną stopięćdziesiątą i stopięćdziesiątąpierwszą znalazłam małą muszelkę), ale skoro wyglądam jakbym była szczęśliwa to najpewniej było warto.
teraz jest dziwnie. ujmijmy to tak; zrobiłam ze swojego mózgu istne google chrome. przez długi czas miałam otwarte jedną, maksymalnie dwie karty, zainstalowanego adblocka, genialny firewall oraz odbierałam informacje i pliki multimedialne udostępniane przez inne serwery z zaskakującym obiektywizmem. jako użytownik zapewniałam sobie ogromną ergonomię, użyteczność, wygodę i spełniałam cały szereg wymagań, które postawiłam sobie sama. teraz otwieram dwa tysiące kart jednocześnie, mam spore problemy z renderowaniem nowych treści i dokumentów tekstu formatowanego, firewall nie działa, a ja się zwieszam, crashuje, czasem się wyłączę i tak w kółko.
najbardziej idiotyczna metafora ever, ale coś co powinno być proste zdecydowanie nie jest proste, a skoro takie powinno być, to znaczy, że jednak nie jest tym, co sama sobie określiłam jako 'powinno być proste', więc na cholerę się zawieszać? ratujcie, żyje w świecie nadinterpretacji.
skończyłam house'a (W KOŃCU), przeszłam wiedźmina (wcale nie w końcu, bo życie jak zwykle jest złośliwe i kopie w dupsko otyłych ludzi, którzy uciekają od życia - chcę powiedzieć, że jak spatchowałam po pięciu godzinach drugą część to okazało się, że Geralt porusza się i wygląda jak robot, a gra cholernie się przycina, AH, GERALT, JEDYNY MĘŻCZYZNA, DLA KTÓREGO GOLIŁAM NOGI), znalazłam najpiękniejsze (i najbardziej niewygodne) na świecie buty na weselisko, byłam na milionach rozmów kwalifikacyjnych, nadrobiłam parę filmów, zabiłam swojego pierwszego poważnego pająka oraz w civilization V podbiłam moim Maroko (ma fajne bonusy za szlaki handlowe) Anglię, Brazylię i Chiny. tyle z miesięcznych osiągnięć.
czuję, że powinnam bardzo iść spać, bo jutro weselisko; jednym zdaniem, dużo rodziny i cała noc w nieudanej, czerwonej imitacji sukienki Marilyn Monroe (jak stanę bokiem i mooocno wypnę brzuch, to wyglądam jakbym była w drugim trymestrze ciąży, z kolei od frontu przypominam startujący samolot, ŻYCIE, TAKIE PODŁE).
dobranoc, trzymajcie kciuki, obym się upiła!
I, I wish you could swim
like the dolphins, like dolphins can swim
though nothing,
nothing will keep us together
we can beat them, for ever and ever
oh we can be heroes,
just for one day
najpięniejsza piosenka moich wakacji, klik