niedziele są parszywe i do tęsknienia, tak trochę. nie mam pojęcia co mogłabym zrobić ze sobą w ostatni dzień tygodnia; próbowałam grać w simsy - wyłączyłam, próbowałam grać w wiedźmina - to samo, próbowałam czytać - to samo, próbowałam nadrabiać filmy - wyłączam, cholernie mi samej ostatnio określić o co chodzi. chociaż nie, ja wiem co powinnam robić; za dwa dni mam egzamin ze statystyki, za cztery dni następny egzamin, a później dwudziestego szóstego. wszystkie ćwiczenia zaliczyłam (z gorszym lub lepszym wynikiem, właściwie to przeważnie z tym gorszym, aczkolwiek mam jedną piątkę), choć nie chciało mi się tak bardzo. bardzo możliwe, że jakieś całkiem rozsądne programy odpowiedzialne za całą architekturę struktur poznawczych mojego mózgu są znacznie mądrzejsze ode mnie i decydują o swoistym oszczędzaniu energii oraz zasobów poznawczych na faktyczną NAUKĘ. to byłoby całkiem ewolucyjnie i adaptacyjnie poprawne wytłumaczenie, aczkolwiek wciąż poszukuję genezy patologicznego lenistwa.
znów sama siebie oszukuję, bo ją znam. paskudne wyczerpanie, szereg zapachów wytatuowany na śluzówce (zapachy bardzo mnie gubią, nad resztą nawet potrafię zapanować, chociaż biorąc pod uwagę, że jedno moje nozdrze jest szerokości ludzkiej pięści to nie tak znów dziwne) i poczucie kompletnej porażki. tak bardzo chciałabym się wydostać z tego miasta, conajmniej na miesiąc. nie mam możliwości, albo jestem zbyt dużym tchórzem i sobie wmawiam. (za miesiąc o tej porze będę w Sopocie! ale okej, tylko na chwilę)
idę się uczyć.
it's not just all physical
I'm the type who won't get oh so critical
so let's make things physical
I won't treat you like you're oh so typical