Najgorsze jest to, że pomimo jego nieobecności, wciąż go kocham. Ciągle jest w moim życiu. Mogłoby się wydawać, że te wspomnienia już tak nie bolą. Że oddalają się. Ale przychodzą takie dni, kiedy wszystko pęka, a ból przedostaje się do najgłębszej warstwy mojej duszy. Jutro mijają 4 miesiące. 120 dni. A ja nadal widzę Cię w mych snach, w windzie, w sklepie, w słowach. Pamiętam te wieczory przy winie, rozmowy bez końca. Wypady autem bez celu, wspólne zakupy i granie w mario. Pamiętam ile radości dawała nam praca. I Twoje słowa, że kochasz i że nigdy....., że zawsze....... Czasem zastanawiam się, czy też myślisz o mnie. Czy czasem żałujesz. Z D. też mamy romantyczne wieczory przy winie, ale nie smakuje ono tak samo, jak z Tobą. Nie rozmawiamy bez końca. Nie jeździmy bez celu. I tak naprawdę wszystko jest inaczej i mimo, że mogłoby się wydawać, że zmieniło się na lepsze, to w głębi duszy czuję, że tak nie jest. Bo kochałam Cię, pomimo tego, że daleko było Ci do ideału. Kochałam Twoją nieidealność. Nie wiem, czy jestem w stanie kogoś pokochać. Dziś jestem pewna, że byłeś jedynym, którego darzyłam szczerą miłością. Z którym chciałam mieć dom, rodzinę, dzieci, kota. Byłam pewna tego, że z Tobą do końca, że nikt inny. A dziś płaczę. Od godziny. Bo nie zawsze potrafię sobie z tym poradzić. Bo zagubiłam się w tym wszystkim i nie wiem, co robię. Czasu nie cofnę i nie cofnęłabym, bo bałabym się, że zrobiłbyś to samo. A to jak cierpiałam, jak upadłam, jak krzyczałam i nie mogłam złapać powietrza - nie zapomnę nigdy. Tak samo jak Ciebie.