dłuuugo mnie tu nie było.
cholernie dużo się wydarzyło.
weszłam na ścieżkę, którą będę teraz podążać. wreszcie wiem jak ma wyglądać moja droga.
uczę się, interesuję się. staram się iść w dobrą stronę. i nie poddawać się mimo zwątpienia.
ludzie. przychodzą, odchodzą.
odchodzą. to najbardziej bolesne.
w sumie nie wiem jak o tym wszystkim myśleć.
przecież to ja odeszłam tak naprawdę.
chwilowo mam chyba jakąś chorobę umysłową.
widząc srebrny samochód wiadomej marki odruchowo patrzę na rejestrację. albo na osobę siedzącą za kierownicą.
szukam Cię, chociaż wiem że nie chcę Cię widzieć.
tyle razy wałkowana rozmowa na ten sam temat.
powrotów nie będzie. udawane zdecydowanie?
więc czemu patrzę na te samochody? (swoją drogą nie wiedziałam, że jest ich tak wiele)
czemu mi przykro, gdy nie odpowiesz na moje życzenia?
czemu nigdy nie przewinę fejsbuka obojętnie, gdy zobaczę jakieś Twoje nowe zdjęcie czy post?
czekam aż uwolnię się od tego całkowicie.
aż uwolni się od tego moja głupia podświadomość.
nawet największa miłość kiedyś się kończy.
czytam moje stare wpisy. ze łzami w oczach.
cholera. kiedyś naprawdę było pięknie.
i naprawdę wierzyłam, że może nam się udać. że będzie tak na zawsze.
że taka miłość zdarza się tylko raz w życiu.
czemu nie mogło tak być?
szukam kogoś. kogoś kto się mną zaopiekuje.
chociaż przecież wiem, że tę opiekę odrzucę.
bo boję się. który to już raz?
zbliżysz się ale tylko na pewną odległość.
potem ucieknę i tak, nieważne jak dobre miałbyś intencje.
wolę się poddać zanim spróbuję.
cholerne tchórzostwo.
uciekam z samotności w czyjeś ramiona. z czyichś ramion w samotność.
nigdzie nie jest mi dobrze.
dla niektórych wszystko jest łatwe.
ja chyba za dużo analizuję.
bo przecież na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku?
sama czasem się na to nabieram.
https://www.youtube.com/watch?v=vt1Pwfnh5pc