Przecież i tak dobrze wiem, co zrobisz. Schematyczność Twoich działań tak bardzo mnie śmieszy.
Znów zapukasz do okna lub rzucisz w nie kamieniem tylko po to, żebym na chwilę je otworzył,
popatrzył na Ciebie z dezaprobatą, uśmiechnął się z politowaniem, a potem z hukiem je zamknął.
Potem zadzwonisz pod byle pretekstem zapraszając mnie na spacer, na pączka, na cokolwiek,
a kiedy ja po raz enty Ci odmówię, znowu wyznasz mi miłość, starając się, by brzmiało to maksmalnie szczerze.
Świat się śmieje, a ja coraz częściej zapominam, co to uśmiech.
Ludzie dają mi to, czego po dziś dzień nie potrafię nazwać. To takie poczucie, że wszystko jest w porządku,
że należę do pewnej grupy społecznej od której nie odbiegam ani zachowaniem, ani wyglądem. To miłe.
Jednak chwila samotności, kiedy krzesło służy mi za jedynego przyjaciela wszystko niszczy. A to nie jest już ani fajne, ani miłe.
I starzeję się. Nie wiem czy wkroczenie w pełnoletność cokolwiek w moim życiu zmieni.
Odpowiedzialność, dojrzałość? Znam to nie od dziś, więc nie powinno być żadnych zaskoczeń.
W zamyśle miała to być najdłuższa notka, jaka kiedykolwiek pojawiła się na tym blogu. Nie mam jednak ani, siły, ani weny, ani..
I obiecałem sobie, że nie zamieszczę tutaj ani jednego swojego zdjęcia - takie wiosenne postanowienie.
Mam nadzieję, że silna wola działa jeszcze u mnie jak należy.
Wesołych świąt!