moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
i może wszystko byłoby inaczej, gdybym była w stanie znaleźć tego przyczynę.
bo może tak naprawdę ja jestem jednym wielkim kłamstwem.
może za bardzo się staram. może za bardzo się angażuję, za mocno zakochuję i za bardzo się poświęcam.
może nie wiem czego chcę. a może jak wiem, to to, czego potrzebuję mnie nienawidzi. i nie chce mnie.
może za dużo myślę, za mało wiem i za bardzo wierzę w to, co tak naprawdę nie wierzy we mnie.
nie jestem złą osobą. nigdy nie robiłam nic z premedytacją. żeby kogoś zranić albo się zemścić.
ale nawet nie potrafię spać sama. wyjeżdżam za 5 dni i będę spać sama codziennie przez tyle miesięcy.
wszystko, co kocham mnie niszczy. a ja na spalonych, zwęglonych szczątkach mogłabym budować miasta.
gdybyś tylko chciał.
jakie to jest przykre, ile człowiek potrafi poświęcić dla miłości. zapomnieć o wszystkim, czego potrzebuje i skupić się na swoich własnych błędach. wyszlifować się do takiego stopnia, że każda, nawet najmniejsza rysa, wydaje się najobrzydliwszą skazą, która całkowicie obniża wartość całokształtu.
bo przecież lepiej, jak do naprawienia jest całość, a nie tylko jedną, wadliwą część.
myślałam, że wszystko jest w porządku. a może tylko w moim sercu wszystko jest w porządku.
może tylko dla mnie wszystko jest jasne i tylko ja jestem w stanie stwierdzić, że tak, to jest właśnie to, czego potrzebuję.
pytanie brzmi, czy to potrzebuje mnie.