Czasami bywa tak, że człowiek czuje się przytłoczony. Ja na chwile obecną tak właśnie się czuje. Spowodowane jest to zbyt dużą dozą nieprzyjemnych sytuacji, spiętrzonych w krótkim czasie. W takich momentach trzeba sobie wszystko dobrze poukładać, bo inaczej można dostać, łagodnie rzecz ujmując, świra. I ja właśnie zamierzam sobie to wszystko uporządkować.
Na początek zamierzam sobie odpowiedzieć na pytanie co jest moim największym problemem. Odpowiedź nasuwa się bardzo szybko. Otóż jest to pewna osoba. To persona o zatrważająco moralności. Ten człowiek przeraża mnie swoim sposobem postrzegania norm moralnych. Wiem, że każdy ma wady, bo sama ideałem nie jestem, ale sam sposób w jaki ta osoba podchodzi do istotych kwestii jest według mnie dużym nietaktem w stosunku do jej otoczenia. Zawsze wiedziałam, że jest to człowiek zdolny do różnych zachowań, nieraz kłócących się z ogólnie przyjętymi w społeczeństwie zasadami, ale czegoś tak zatrważającego się po nim nie spodziewałam. Można by to wszystko złagodzić, jednakże bezczelne wyparcie się swoich czynów tylko zaognia moją irytacje. Jakie motywy kierują tym człowiekiem? Nie potrafie sobie odpowiedzieć na to z pozoru proste pytanie. Odczuwam w stosunku do tej osoby pewną wdzięczość, ponieważ zawsze otrzymała od niej pomoc. Jednakże nawet ta wdzięczność nie potrafi załagodzić mojej złości. Myśle, że mogłabym nazwać tą osobe mianem fatum. Dlaczego? Może dlatego, że ten człowiek za bardzo wtrąca się w moje życie. Próbuje mnie kontrolować, chociaż wielokrotnie prosiłam by tego nie robił. Wtrąca się w moje prywatne życie, a moje liczne apele, by przestał, nie przynoszą żadnych skutków. Nienawidze prób kontrolowania mnie, one zrażają mnie jeszcze bardziej do tej osoby. To moje prywatne fatum, wiszące nade mną i nie potrafie sie od niego uwolnić. Poniekąd rozumiem kierujące nim motywy. Może się martwić, to nic złego. Twierdzi, że "mnie kocha" mimo iż doskonale wie, że miłości nigdy nie zostanie z mojej strony odwzajemniona, bo powtarzałam mu to wiele razy. Czasami myśle, że do tego człowieka nic nie dociera. Taki przysłowiowy: "groch o ściane". Być może dramatyzuje ale jego zachowanie nieraz skłania mnie do myślenia, że ma jakąś obsesje, że nigdy się od niego nie uwolnie. Napawa mnie to przerażeniem. Co jeszcze sprawia, że uważam że ta osoba jest moim nadrzędnym problemem? Hmmm... Myśle, że warto rozwinąć wątek jakim jest jego moralność. Twierdzi on, że ja zawsze robie źle, a potem nie poczuwam się do winy. Ja nie uważam żeby tak było, ale to kwestia postrzegania. Załóżmy jednak, że jego punkt widzenia jest trafny. Że ja popełniając jakieś faux pas, uważam się za niewinną zaistaniałej sytuacji, mimo iż była ona moją winą. Dobrze niech tak będzie. Jego pretensje byłyby w takiej sytuacji uzasadnione. I tu pojawia się znaczonące "ale". Dlaczego on uważa że ja zachowuje się źle, a on robiąc coś podobnego usprawiedliwa się i uważa że nie jest niczemu winien? Jak wiele było sytuacji kiedy on potraktował mnie czy kogoś innego ostrym słowem i uważał że nie zrobił nic złego? Ile razy usiłował zasiać ziarno niezgody w naszej paczce, po przez "wkładanie" ludziom do ust słów, które nigdy stamtąd nie wyszły? Ile razy mówił mi, że moi przyjaciele są w stosunku do mnie nieszczerzy, nie szanują mnie, ba oni mnie nawet nie lubią. Zbyt wiele było takich sytuacji. Zbyt wiele razy na swój własny, pokręcony sposób oczerniał mnie i moich przyjaciół. Myśle, że wstawienie tu biblijnej myśli o oczach, belkach i drzazgach, byłoby tutaj jak najbardziej na miejscu. No ale zrezygnuje z aforyzmów. Wracając do tematu... Co mnie najbardziej irytuje? Otóż, jest to fakt, że osoba ta jest bezkarna, że mimo tego wszystkiego nikt mu nie powie co robi źle i że w ogóle robi źle. Mam nadzieje, że po tym co zrobił ostatnio ktoś jednak z nim porozmawia. Bo ja nie mam na to już siły. Nie chce mu sprawiać przykrości, nie chce żeby czuł się zraniony czy coś w tym stylu. Chce po prostu żeby do niego dotarło, że inni nie są tacy źli jak uważa i że on nie jest bez winy w tym wszystkim. Nie chce burzyć murów jego iluzji, które sam wokół siebie wybudował. Niech zrozumie że nienależy nikogo uszczęśliwiać na siłe. Niech po prostu zrozumie, że najwyższy czas dorosnąć.
Cóż, jest to dla mnie troche zatrważające, że tak wiele myśli poświęcam tej osobie, ale zaistaniała sytuacja napawa mnie gniewem w takim stopniu, że musiałam to choć troche uzewnętrznić. Co jeszcze sprawia, że czuje że obłęd się do mnie niebezpiecznie przybliża? Myśle, że jedną z tych rzeczy jest moje poczucie winy, wynikające z mojego zachowania wobec Pana M. Otóż potraktowałam go raczej niemiło i jest mi strasznie z tego powodu przykro. No, ale z tym dam sobie rade. Poza tym czy będą jakieś skutki tej niefortunnej sytuacji, to czas pokaże. Co jeszcze... Hmm... Ah. No tak co powie Wielki T. jak się dowie co zrobiłam? Aż boje się pomyśleć. No ale nie powinno być tak źle. A poza tym nie mam pracy i czuje się jak jakis cholerny nierób. Nie lubie na nikim żerować, a w tej chwili niezaprzeczalnie to robie i niepomiernie mnie to wkurza. Och jest jeszcze jedna sprawa. Otóż ostatnio owładnęło mną straszne uczucie. Myśle, że moge je okreslić jako mściwa satysfakcja. Nie spodziewałabym się, że potrafie czuć coś takiego w stosunku do kogokolwiek. A jednak. Gdy widze odzwierciedlenie jego uczuć zawartch w opisie na GG, nie potrafie powstrzymać złośliwego smirka wypływającego na moje usta. Chyba jestem zUa i nieszczególnie mnie to cieszy.
Reasumując: to wszystko powoli wpędza mnie w marazm zabarwiony ponurą furią. Bardzo nieprzyjemny stan umysłu, musze przyznać. A fakt, że trza się podnieść z klęczek i brnąć naprzód napawa mnie przerażeniem. Niestety nic na to nie moge poradzić. Dzieciństwo bezpowrotnie odeszło i trzeba podnieść głowe i iść przez życie w sposób godny. I tak właśnie staram się robić, bo w sumie nic innego mi nie pozostało. Na szczęście mam ludzi, na których moge liczyć prawie zawsze. Szczególnie moje Ptaszynki. Bez nich byłoby bardzo źle.
I could be mean
I could be angry
You know I could be just like you
I could be fake
I could be stupid
You know I could be just like you
You thought you were standing beside me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
I could be cold
I could be ruthless
You know I could be just like you
I could be weak
I could be senseless
You know I could be just like you
You thought you were standing beside me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
On my own, cause I cant take liven with you
I'm alone, so I wont turn out like you
Want me to
You thought you were standing beside me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
You thought you were there to guide me
You were only in my way
You're wrong if you think that I'll be just like you
I could be mean
I could be angry
You know I could be just like you
"Just like you" by Three Days Grace
Inni zdjęcia: Wieczorny spacerek... halinamSky and lake quen... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24