Wpadam do ziomka, on dzieli towar w kuchni.
Patrzę za okno typek jara zioło z butli.
Ziom z pod trójki mówi, że właśnie wrócił z Anglii
I ożenił się, za parę lat na bank się wkurwi jak Al Bundy.
Dla nas rap jak największy skarb stał się bezcenny.
To my niechciani, nielubiani i bezczelni.
Przed siebie bez celu. Póki starczy nam benzyny.
Ta sama trasa. Teraz w Centrum, Marszałkowską.
Gadamy o starych czasach i, że musimy wyjść na prostą.
Od siódmej do siódmej w garniaku, w pantoflach.
Piją cię w nogi jak ja flaszkę, kiedy jest sobota.
CHCESZ TO DODAJ ;3