Jesteśmy inni nikt nie pokochał nas do końca.
czas się w końcu obudzić mimo tego że będzie tak strasznie chujowo. Kolejne dni na jakiś prochach i w ogóle jakieś nie ogarnianie życia, piosenki, które kocham i nienawidzę, znów z nikim nie będzie można pogadać, pieprzyć to, jakieś noce kiedy będę udawać że wszystko jest okej, i w ogóle zaraz pierdolnę, kolejne samotne święta, sztuczne życzenia które i tak się nie spełnią i wiem żę pieprzę od rzeczy. Wiem że jestem pieprzoną gówniarą ale idę sobie już, i nie będzie mnie tu, bo nie wiem co robić i to jest złe. Znów wszyscy będą pytać co się dzieję, a ja po prostu się uśmiechnę i powiem że jest w porządku i wyjdę i w coś pierdolnę, stanę i nic nie zrobię i będę tak stać dopóki mnie ktoś nie potrąci i upadnę, wiem że sie nie podniosę bo już brak na to sił i zrobi mi się tak strasznie zimno bo w końcu zima się zbliża. I tak strasznie tęsknie za tym beztroskim życiem przedszkolaka gdzie problemem była złamana kredka. Teraz nawet najmniejszy błąd jaki popełnisz kompletnie cię skreśli w oczach innych.