bezczelnie ukradnięte Waszce.
zatem wczoraj. szkoła zamieniła się w dom dla psychicznie i nerwowo chorych, nie urągając osobom przebywającym w takich zakładach. są i tego dobre strony - kartkówka z fizyki przeniesiona na za tydzień, a ja przytyję kolejne dwa kilo, bo jak pierwsze klasy dawały ciasto, frytki, popcorn i cukierki w nadziei, że oddam na nich swój cenny głos (który miałam podwójny, bo pani z wosu co prawda niedawno uczyła nas, że na wyborach każdy niezależnie od statusu społecznego i innych takich ma tylko jeden głos, ale to nie przeszkodziło jej w rozdawaniu dodatkowych głosów szczęśliwcom, którzy trafili na nią przy różowym punkcie gastronomicznym 1E) to głupotą było nie brać. po szkole Rybnik - łee! kino - Kobiety. kupa gówna, film w sam raz na nadrobienie braków we śnie. możecie być ci-szej? godzina czekania na busa, ale nic to. dziękować dziołchen :*
zatem dzisiaj. posprzątałam. wietrzę pokój. zrobiłam prowizoryczne notatki z lektur, które ostatnio przerabialiśmy i jutro sprawdzian, a ja przeczytałam tylko okładki. zrobiłam notatki z chemii. miałam plan pisać wypracowanie z polskiego, ale temat mnie zniechęcił. z czegoś trzeba mieć pierwszą kapę w tym roku ;) odpiszę Domci na list, który wczoraj przyszedł i w ogóle, a wieczorem spacer wprost do Oszą po Anę.
w głośnikach Wyspiański Wyzwala.
ze szczególnym umiłowaniem 1, 3, 4, 7, 9, 10.
gdy przyjdzie mi ten świat porzucić,
na jakąż nutę będę nucić
melodię zgonu mą wyprawną?
rzuciłem przecież go już dawno.