photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 26 KWIETNIA 2009

Stanęła w drzwiach. Do jednej z "miastowych wiosek" przyjechało Wesołe Miasteczko. Pokój Luster. Zerknęła przez ramię i ujrzała niewysokiego faceta z pomarańczowymi kręconymi włosami i idiotycznie olbrzymim czerwonym nosem. Pomachał jej z wielką, ale jakże udawaną sympatią. Wchodząc ujrzała coś, na widok czego poczuła w ustach smak wymiocin. Do nozdrzy dotarł zapach, którego nie mogła wytrzymać, czuła jak rozrywa jej chrząstkę w nosie. Zobaczyła kupę rozkładającego sie gówna, z którego unosiła się para i powiększające się stadko much. Spojrzała w inną stronę. Ukazała się mała dziewczynka ze śniadą cerą i czarnymi, lekko falowanymi włosami. Oczy, bystre, okrągłe, niezwykle ciemne z ponurą oprawą i długimi rzęsami przyglądały się jej z niepokojem. Po chwili rozszerzyła usta w krzywym grymasie, zaczęła krzyczeć, lecz lustro odbierało jej głos. Nieprzenikalna bariera, wszystkie decybele zatrzymywały się na jej lśniącej, nienaruszonej tafli. Nie mogła znieść cierpienia w jej orzechowych oczach. Odwórciła się w kolejną stronę. Ujrzała siebie. Oczy zapadnięte, z wyraźnie podkreślonymi cieniami pod oczami. Włosy nastroszone, każdy w inną stronę. Chude palce trzymała na jeszcze chudszej twarzy. Nagle z prawego oka zaczęła płynąć ciecz o dziwnym, fioletowoczarnym kolorze.  Z przerażeniem wypadła z pomieszczenia, przewracając się o własne nogi. Biegła ile sił w nogach, gdy w końcu zobaczyła swój dom. Dom. Ochrona, azyl, miłość, szczęście. Gówno prawda. Było tak naprawdę ostatnią (jedyną?) deską ratunku. Wiedziała, że gdy wejdzie do niego, cały strach minie, otaczała go bowiem aura nie tyle co o jasnych barwach, co o barwach bez koloru. Miejsce obojętne na cały ten syf wokół. Wbiegła, nie mogąc łapać tchu, z trudem pokonując kolejne stopnie schodów. Podłoże osuwało się jej z pod nóg, czuła się jakby próbowała wybiec z bagna, śmierdzącego gęstego szamba. Blask południowego słońca świecił jej prosto w oczy, nie wiedziała co się dzieje.

Obudziła się, spocona, serce uderzało nierytmicznym szalonym tempem. Usiadła, napiła się wody. Położyła się z powrotem. Leżała jakiś czas, analizując sen. Pierwszy od kilku lat. Nie zdołała wymyślić nic sensownego, więc zużyła ostatnie pokłady jakichkolwiek chęci i poszła wziać prysznic. Zjadła śniadanie, (jeżeli można nazwać posiłek o 12:42 śniadaniem) i poszła po świeże pieczywo, stwierdziła, że bułki z przed trzech dni były zbyt czerstwe.  Przy okazji wstąpiła do sklepu z ubogim wyposażeniem półek i kupiła małą jarzeniówkę. Przyda się do nocnego czytania - stwierdzila. Na ladzie mignęły jej jakieś ulotki, "-Głupie reklamy, wszędzie je upchną", nie zaszczyciła ich długim spojrzeniem.

Usiadła w fotelu. Po niedługim rozmyślaniu, przyszła jej do głowy myśl, iż sen symbolizował jej życie. Będąc małą dziewczynką, ojciec ją bił. Bił ją, matkę, babkę, psa i kogo tylko mógł. Nie miała łatwego dzieciństwa. Stąd postać w lustrze. Kupa była natomiast jej dotychczasowym życiem, życiem bez ambicji, bez rodziny, bez zainteresowań. Potrafiła godzinami leżeć na łóżku i myśleć o bzdurach nic nie wnoszących do jej nędznej egzystencji. Chciała po prostu być sama, z dala od ludzi. Marzyła o tym w dzieciństwie. Wkopała się w niezły dół i nie umiała z niego wyjść. Żyła z kasy, którą przysyłali jej co miesiąc rodzice. W ostatnim lustrze zobaczyła samą siebie, jej zniszczoną twarz, zaniedbany wygląd. Tylko dlaczego akurat okazało się jej to w śnie, który ujawnił się po wieloletnim skrywaniu w zakamarkach jej mózgu? Czemu dotyczyło akurat tego? Był on tak rzeczywisty, że po przebudzeniu niemal czuła nadal ten nieprzyjemny smak rzygowin w buzi.

Nagle dotarł do niej jeden szczegół. Pobiegła do lustra w przedpokoju . W miejscu, gdzie płynęła dziwna ciecz, miała głęboko zarysowany dołek na twarzy. Jakby ktoś przejechał jej pod okiem kawałkiem ostrego przedmiotu. Kawałkiem... ? Nie potrafiła, bała się dokończyć myśl. Gdy dobrze się mu przyjrzała, zaczął strasznie piec. Wtem usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła. "-Dzień dobry, koleżanko". Po drugiej stronie stał klown z głupkowatą pomarańczową fryzurą i równie idiotycznym wyrazie twarzy, pozdrawiając ją w niezwykle przyjaznim, jakże ironicznym geście.

 

Mam z głową, wiem I niestety ja to napisałam. Wiem, że bez sensu i nikomu nie chce sie tego czytać, ale po prostu stwierdziłam, że muszę to gdzieś uwiecznić. Może moje wnuki kiedyś to znajdą


Info

Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika zabawkowogitarowefaldki.