Tak w ogóle to coraz częściej myślę o pewnych nadchodzących wydarzeniach. Mam wrażenie, że decyzją którą podjęłam kilka miesięcy temu była bardzo złą decyzją. Zaczynam tego żałować. Ale wtedy pojawia się taka jedna myśl, coś jakby iskierka nadzieji i cienki głosik w mojej głowie, który szepce : ` A może... Tym razem będzie inaczej, głuptasku? ... Może tym razem bedzie o wiele lepiej? ... Pomyśl nad tym... Może ta osoba Cię nie zawiedzie? '. I to właśnie w tym momencie zaczęłam sobie uświadamiać jak ważna była tamta decyzja, jak bardzo odmieniła ona mnie i moje życie. Od kilku miesięcy, po prostu czuję, że nareszcie żyję, że moje życie wreszcie ma sens. Że to o czym zadecydowałam było początkiem czegoś zupełnie nowego. Czegoś co spowodowało wielką euforię. Ale też zapoczątkowało wielki ból, niepewność i oczekiwanie na to co stać się może w każdej chwili... Nawet teraz w tym momencie.
Tak, tak. To moje kolejne jakże smutne przemyślenia... Czemu smutne? Dlatego, że każdy argument który podsówam ja, a który podsówa moja podświadomość jest dobry... I na to, żeby cały czas kontynułować to co zaczęłam kilka miesięcy temu, ale także żeby to skończyć. Także, jak widzicie jestem w kropce. Nie mogę się ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę. Jakże to smutne i prawdziwe, że to na czym nam zależy najbardziej jest najczęściej nieosiągalne dla nas. Bóg stworzył ten świat, a człowiek uczynił go niesprawiedliwym. Ale tak to już jest... Co zrobić...
Hmm.... Wy też myślicie, że trochę za bardzo się rozpisałam? ; >