Zamknęłam oczy. Zapanowała cisza, krótka jak westchnienie.
A potem coś zwaliło się na mnie, trzepnęło i potrząsnęło mną z taką siłą, że byłam pewna, że nadszedł koniec świata.
Zapiszczało, powietrze przecięły niebieskie błyskawice, a niewidzialne ręce skręcały mnie jak kleszcze. Byłam pewna, że mi trzasną wszystkie kości, a życie ujdzie ze mnie jak żywica ze zrąbanego drzewa.
Musiałam popełnić coś potwornego, żeby zasłużyć nas taką karę.
Siedziałam w wyplatanym fotelu ze szklaneczką soku pomidorowego w rękach. Oddano mi zegarek. Wydawał mi się dziwny. Po chwili zorientowałam się, że założono mi go na odwrót (...)
- Jak się pani czuje?
Z podświadomości wyłoniła się nagle stara metalowa lampa. Stała niegdyś w gabinecie ojca, relikt minionych lat. Ukoronowana miedzianym dzwonem, w który wkręcało się żarówkę; włączona była grubym, zniszczonym sznurem wijącym się dokoła metalowej podstawy w gniazdko elektryczne w ścianie.
Pewnego dnia postanowiłam przesunąć lampę (...) do mojego biurka. Sznur był wystarczająco długi, nie wyciągnęłam go więc z gniazdka. Ujęłam mocno metalową podstawę, przytrzymując drugą ręką sznur.
I wtedy z wnętrza lampy coś wyskoczyło, sina błyskawica rozdarła powietrze i potrząsnęła mną tak gwałtownie, że zaczęłam szczękać zębami. Usiłowałam oderwać ręce od lampy, ale były jak przymurowane, zaczęłam więc wrzeszczeć, a może ten wrzask sam wyrwał mi się z krtani, bo nie poznałam własnego głosu i tylko słyszałam, jak unosi się i zawisa w powietrzu niczym dusza wyzwolona z ciała.
Na koniec udało mi się oderwać ręce od lampy (...). Na środku prawej dłoni zobaczyłam czarną dziurkę, jak gdyby zrobioną ostro zatemperowanym ołówkiem.
- Jak się pani czuje?
- Dobrze
Było to kłamstwo. Czułam się okropnie.
S.Plath