Muszę się wyspowiadać, wam moje kochane. Jeśli jesteś tu przypadkowo i dopiero zaczynasz swoją przygodę z odchudzaniem - nie czytaj tego co będzie dalej. Nie znajdziesz tu ani jednej prawdziwej wskazówki, motywacji ani ciepłego słowa...
Brakuje mi jej, brakuje mi jej cholernie. Z jednej strony już się nie męczę, nie muszę po każdym posiłku na mieście szybko wracać do domu, mój stan zdrowia się polepszył, ale brakuje mi jej jak nigdy. Brakuje mi Bulimii. A to znak, że ona wciąż we mnie siedzi. Bo to przecież nie tylko wymioty, które nauczyłam się kontrolować. To siedzi w głowie. Z nią, czułam się spokojniej. Kiedy była aktywna nie miałam obawy, że przytyję, teraz za każdym razem jak patrzę w lustro - boję się. Nie chcę skończyć samotnie dlatego, że się spasłam. A wiem, że przytyłam. Zawsze umiałam to maskować ale teraz jest coraz gorzej. Znowu czuję do siebie masę obrzydzenia, nie mogę patrzeć w lustro. I nawet jak podobają mi się moje nogi, to nie wiem co zrobić z tymi cholernymi boczkami z których ciągle kurwa mi się wylewa! Brakuje mi jej. Ale nie chcę znowu rzygać i na szali postawić mojego zdrowia. Jestem tuż przed maturą, powinnam się uczyć, a nie rozpraszać swoim wyglądem... Ale nie mogę, naprawdę nie mogę, jak tylko dam sobie swobodę, odpuszczę na jakiś czas, uznam, że jestem ze sobą szczęśliwa... Robi się ze mnie świnia. Tłusta, cholerna świnia. Mam dość. Muszę coś ze sobą zrobić, muszę, błogam, maleństwa, doradźcie mi coś, bo same ze sobą zwariuję.
Kocham,
xoxo yourebulimia