Chciałabym napisać coś pozytywnego, jak wszyscy tu zgromadzeni na fotoblosiach,
zatem wybrałam jeden z lepszych dni.
To dziwne, że gdy chciałabym napisać, nie zawsze wiem, o czym, za to moje rzeczywiste zapiski zajmują strony.
Powinnam chyba pisać to samo, nawet z imionami, myślami i szczegółami, bo byłoby to prawdziwe i moje.
Bo przecież bloś jest po to, by ktoś przeczytał, zobaczył, zastanowił się i skomentował.
2 marca 2011, im. Heleny (trojańskiej)
Czasem dzień nie musi być tak zupełnie depresyjny, jakim się wydaje. Dyrygowanie może pójść lepiej, niż za ostatnim razem, można pograć trochę aktorsko, udając "gest" (to takie pojęcie w dyrygowaniu) i humor po płaczliwym poranku. Można zaliczyć 3rzy przygotowane ćwiczonka z Kształcenia Słuchu, potem pan na gitarze, bardzo sympatyczny, wyjmuje higrometr w słonecznym pokoju i nie wścieka się, że nie ćwiczyłaś, bo wszystko jakoś ładnie wychodzi,
a dłuższe paznokcie pomagają w udoskonalaniu barwy.
Pani od ćwiczeń z metodyki (znana jako Koczek lub Ciocia Lodzia z powodu jej sztucznego koczka), widząc dwie osoby na drugiej godzinie zajęć, uśmiecha się i tylko zostawia po nas ślad w księdze obecności, puszczając nas na wolność. Spacerowo przed improwizacją, która się nieco skraca, nawet płyn do soczewek w sklepie kosztuje mniej, bo mniejszy też jest, jest ostatni bilet na koncert akademii dla młodego puzonisty, by mógł zobaczyć i posłuchać rozmaitych solówek instrumentu.
Próba, która była najpierw nieprzyjemna - za chwilę się układa. Zerknęło się choć na chwilę na upragnioną postać, usłyszało konwencjonalne "cześć", obserwowało czarne tenisówki i skórzaną torbę, mierzwienie włosów, opadających na czekoladowe oczy.
Teraz już z teraźniejszości przemawiam do Was;
Dziś było poszukiwanie nowych, awangardowych, piwnicznych szmatek do przerabiania i przebierania. Znalazło się kilka ciekawych.
Na dodatek zaświtał, być może niemożliwy, ale zawsze przyjemny do wyobrażeń, pomysł o założeniu swojego zespołu, brykaniu wokół retro-mikrofonu, jeśli byłoby się wokalistką, śpiewanie mądrych textów czy też granie, jeśli byłoby się instrumentalistką, na klawiszach (wykoksanych solówek!), basie, gitarze, perkusji albo czymkolwiek,
przybraną w niecodzienne stroje.
Mam już nawet pewien zamysł, składający się z dzisiejszych "poszukiwań" (tym razem w znaczeniu rzeczownikowym).
Bundzowa mówi, żeby nie żałować tych dobrych chwil, które były. Żeby zawsze je wspominać z radością, jako te,
które sprawiały, że w owym momencie czuło się szczęście. Nie potrafię zacytować tego w białym cudzysłowie, jak robi to Maxym, ale ot sparafrazowałam.
Być może wpiszę tu jeszcze kilka dobrych chwil.
edit1: A, i przygotowuję plakat kolorowo-pastelowy na dyplom koleżanki - śpiewaczki.
Wreszcie niewielki, lecz zawsze, powrót do rysunków! : )