Niedługo minie miesiąc, a ja wciąż żyję tymi wspaniałymi chwilami w Idar-Oberstein.
Być częścią czegoś, co powstało z niczego.
Francuzi, Niemcy, Czesi, Polacy... stworzyliśmy jedność.
Do każdego mówić w innym języku, aż w końcu do swoich zwracać się po angielsku.
Spędzać całe dnie w teatrze na ciężkiej pracy, nie wiedząc o co chodzi, by w ostatni dzień powiedzieć "zrobiliśmy to.. udało się!".
Wrócić do ośrodka i żyć, bez presji, po swojemu, choć na chwilę zapomnieć o tym co czeka na nas w domach.
I nawet wielogodzinna podróż nie była w stanie zniszczyć klimatu, który utrzymywał się w nas po ostatniej nocy.
Najcudowniejszej nocy.
Gra w butelkę, akcja ratunkowa przeciętej dłoni i przygoda rozpoczęta w czyjejś łazience i zakończona w moim łóżku.
Niech te chwile wrócą.
Dążymy za marzeniami ku przyszłości, w której się spotkamy.
Przecież to nie może się tak skończyć.
Pora się zmienić.
Nauczę się żyć idealnie.