Chciałbym kiedyś się obudzić bez problemów i bez zmartwień
i bez lęków i upajać móc się tlenu każdym haustem.
Nie mów mi już co mam robić jak mam żyć bo to nie ważne dziś.
Sumienie jest jak psy póki nie skrzywdzisz to nie zacznie gryźć.
Posypie rany solą z kwasem już nie bolą nas.
Znów odpalę splifa dzisiaj częściej jakoś płoną.
Czasem cisza to na liście życzeń numer jeden u mnie
I przyzwyczaj się że krzyczę już nie tylko gdy się wkurwię, wybacz.
Spod tafli lodu szukam wyjścia na światło,
Chcieli mi pomóc przy ograniczonych zmysłach nie łatwo jest komuś.
Nie widzę sensu, jestem głuchy na ich krzyk za bardzo
I mam tyle chłodu, że marzeniom już dałem zamarznąć.
Rwe rachunki i kasuje maile z konta,
Jestem próżny co najczęściej sie obraca w mocny woltaż .
W chuj dni mija bezpowrotnie i dystymia zmienia wszystko,
Chciałbym wiedzieć że jest jedno takie miejsce w którym mógłbym zniknąć.
Zabiorę Cie tam, gdzie jak najdalej chciałbyś uciec stąd,
Gdzie jak najprędzej mógłbyś zniknąć stąd,
Tam gdzie chciałbyś być na zawsze już.