Przepraszam, ale jakoś nie chce mi się komentować i czytać notek sprzed ostatnich dni:)
Chyba jestem szczęśliwa, mam wokół ludzi, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim.
Chciałabym też przeprosić osoby, z którymi w ostatnim czasie w ogóle się nie kontaktuję, dla których jestem chamska, ale mam takie dziwne fazy i jakoś w tym przecudwonym miejscu zapominam o ludziach z lubelskiego.
MAZURY
Dzień Pierwszy
Do tego dnia zaliczamy też "noc spadających gwiazd", co prawda nie było ich zbyt wiele, ja nawet nie widziałam ani jednej, ale to szczegół. Mieliśmy z Julką, Sylwią i Kubą zajebiste fazy tej nocy. Walka ogórkami była genialna. Leżeliśmy na balkonie, z kanapkami, ogórkami, wodą gazowaną do około 3, a o "7" pobudka i wyjazd. Nocy nie opisuję, bo raczej nie ma co, nie pamiętam co mi się śniło, więc cisza. Wstałyśmy dość wcześnie, pół godziny po planowanym czasie pobudki, naszykowałyśmy się i o 9 wyjechałyśmy do Łukowa. Przed odjazdem poszliśmy do rodziny na siku, hahaha. "-Ale z niego jest dupa, to nasz brat?!" hahaha:D Nie znać zajebiście przystojnego brata-mistrzostwo. Pożegnałyśmy się z moją mamą, do autobusu, słuchawki na uszy, bądź książka przed oczy i jedziemy. Podróż zleciała mi straasznie szybko, no i dobrze:) Wypadek przeżyłyśmy, Bogu dzięki. Chociaż ten paskudny widok będę miała do końca życia. Masakra! Nie życzę tego nawet najgorszym wrogom. Chwilowe zamieszanie w szpitalu, ale obrażenia nie są takiego tragiczne jak nam się wydawało. Noga, a Julka nie martw się siniak do jutrzejszego wesela się zagoi:* Sylwia-klocówa, szcześcia Ci nie brak:* Na miejscu miałyśmy być na 19, ale oczywiście opóźniło się o dwie godziny. Zapoznanie z najwspanialszym szwagrem na ziemi. Kochany Jacek. Długie, nocne rozmowy z Sandrą, poszłyśmy spać po 1.
Resztę dni będę opisywała w kolejnych notkach:)
Żegnam i pozdrawiam. Ciao.
W życiu nie ma "GAME OVER"
jest tylko "NEXT LEVEL"
jebnij smajla i pierdol wszystko!