„Należy wreszcie dyskutować z ludźmi, którzy cenią prawdę, lubią słyszeć słuszne argumenty także z ust przeciwnika i są dość sprawiedliwi, aby móc znieść świadomość, że nie mają racji, jeżeli prawda jest po drugiej stronie. Wynika stąd, że wśród setki ludzi znajdzie się może jeden, z którym warto dyskutować.”
Rzeczywiście, jest to rzecz właściwie awykonalna. Jako że jestem z natury osobą bardzo łagodną, kłócić się nie lubię. Tym bardziej, gdy oponentem jest ktoś, kogo jedyną obroną jest atak.
„W istocie rzeczy, dyskusja jako gimnastyka myśli daje często obopólną korzyść, służąc sprawdzeniu własnego rozumowania, a także powstawaniu nowych poglądów. Jednakże obaj dyskutanci muszą być mniej więcej równi sobie pod względem erudycji i inteligencji. Jeżeli jednemu z nich brakuje pierwszej, to nie zrozumie wszystkiego, nie będzie au niveau (na poziomie). Brak inteligencji natomiast doprowadzi go do rozgoryczenia, które go skłoni do nieuczciwości i do podstępów, w końcu zaś do grubiaństwa.”
Szczególny niesmak budzą we mnie nieudolne próby wykpienia przeciwnika. Oczywiście, obrzucanie mięsem również zostało uwzględnione w tym krótkim traktacie jako jeden ze sposobów prowadzenia kłótni. Jest to jednak sposób, z którym należy uważać, jako że nie świadczy on zbyt dobrze o naszym adwersarzu i…
Dobrze, zakończmy te dywagacje, jako żem człek prosty i ani mi w głowie filozofia. („Erystykę” polecam jednak z czystym sumieniem, choć osobiście za Schopenhauerem nie przepadam). Wszystko to można podsumować bardzo trafnym cytatem, który brzmi mniej więcej tak: „Nigdy nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi się do swojego poziomu, a później pobije doświadczeniem”.
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Kicia zaciążyła. Jest ktoś chętny na małego czarnucha za jakieś dwa miesiące? Ups, to było niepoprawne politycznie.