paryskie metro. kocham metro.
zwykle w jakichkolwiek związkach opartych na zaufaniu jest mniej więcej tak. rozkładasz obrus na stole, potem talerz. na talerzu jest serce bądź jego kawałek, ale to nieważne bo ten organe jest Twój. wołasz swojego oprawce do stołu, zasiada on przed talerzem , a ty podajesz mu sztućce. i stoisz patrząc na niego/ją z nadzieją i uwielbieniem w oczach. ufasz na tyle, że sądzisz iż Twój prywatny oprawca nie dotknie Twojego serca, że będzie podziwiał, cieszył się z prezentu. Zapominasz tym samym , że on też jest człowiekiem i też odczuwa głód. prawdopodobnie wiele odmian głodu. i stoisz patrząc na niego/ją z przerażeniem w oczach jak używa noża i widelca aby pokroić Twoje serce, potem przeżuwa je i wypluwa (może było niesmaczne) na Twój nowy perski dywan. następnie Twój uwielbiony oprawca patrzy Ci się zimno w oczy, usmiecha i odchodzi. Ale to Twoja wina... zaufałeś.