W moim życiu ostatnio dzieje się tyle dobrego, że nic tylko dziękować i korzystać z tego co mi pisane!
Zacznę może od tego, że na XIII Rajdzie Pieszym Szlakiemk Żołnierzy 5 Wileńskiej Brygady AK mjr Łupaszki patrol Tońko, któremu miałam przyjemność przewodniczyć zajął I miejsce!
Wszystko wspaniale nam się układalo oprócz tego, że po 6 km 3 osoby nas już opuściły.
Spaliśmy w stodole na sianie ze zwierzakami, później w obiekcie sportowym i wszamaliśmy tam pizzę, a 3 dnia w świetlicy wiejskiej we Wdzie. Mieliśmy tylko 2 łapanki podczas 1 złapali tylko 1 osobę, a podczas 2 musieliśmy się poddać. Na szczęście, bo zajechały nas 2 samochody pełnych sił 18-letnich ubeków :D
Tu chcialam zlozyc jeszcze serdeczne podziękowanie Nikoli za ogromne wsparcie i wielką pomoc do samego końca Rajdu :)
Następnego dnia jak wrócilam z Rajdu miałam swój wielki dzień - obronę. Nauczona byłam, zestresowana jeszcze bardziej, a na miejscu okazalo sie, że bylam wyczytana jako pierwsza...
Wylosowalam swoje dwa zagadnienia i tu moja szczęśliwa gwiazda mi tak sprzyjała!
Pierwsza karteczka : mechanizm reakcji stresowej! A wiecie o czym pisałam swoją pracę? Własnie o stresie :D
Druga: Wegetatywny układ nerwowy.
Zaczęłam sie przygotowywać wspólnie z taką Agatą i okazalo sie, ze ona szybciej skonczyla, wiec poszla odpowiadac pierwsza. Jakby to powiedzieć :P Słuchalam jej odpowiedzi, potem poznalam jej ocenę i wtedy mój stres spadł o polowe.
Podeszlam do komisji, mój promotor wcześniej mrugał do mnie i pokazywal mi kciuka, wiec wspierał mnie co mi bardzo pomogło. Chociaż na koncu mnie wkopał, bo spytal czym rózni sie cukrzyca typu II od I, a ja nie mialam o tym zielonego pojecia :P
Ostatecznie - obrona na 5, praca dyplomowa na 5, średnia 4,37 co ostatecznie dało mi 5 na dyplomie :D
Pani w dziekanacie byla zdziwiona, bo mówi, że na przyrodzie to nie spotykane :P
Wrócilam do domu, Kamil się zwolnil z pracy i przyszedl do mnie z kwiatkami i czekoladkami, świętowaliśmy kebabem i spacerkiem, a potem musialam się pakować, bo następnego dnia jechalam do pracy do Niemiec.
Pracowałam w Weiblingen na poczcie, mieszkalam w hotelu garni Ritz w Fellbach i cale dnie tylko spalam i praca, spalam i praca... Czasem jadlam :P
Moim zadaniem byla obsługa maszyny ILTV, co polegalo na tym, że:
1) Naładowanie maszyny listami - wyrzut listów ze skrzynek na taśmę - ok. 18000 w pół godziny, odłożenie skrzynki na pusty wózek, dowożenie wozkow pelnych skrzynek jesli brakowalo przy zbieraniu
2) Zbieranie listów z maszyny - jeśli w danym rządku (1 z 128) nazbieralo sie dużo listów to włożenie ich do skrzynki, skrzynkę trzeba bylo przenieść na wózek (1 z 40), wziąć pustą skrzynkę, wydrukować etykietkę, włożyc etykietkę, wlożyć pustą skrzynkę na miejsce i biec do kolejnego rządku
Co poł godziny sie zmienialismy, jak sie domyslacie praca w punkcie 1 byla duzo prostsza i spokojniejsza. Przy 2 bylo duzo biegania, stresów, nerwów zeby zdążyć i żeby czerwone światelka sie nie zapalily :P
Noooo i tak sobie żylam pracą, mieszkalam w pokoju z Olą z Mazur, byla świetną współlokatorką, dobrze się dogadywałysmy i dzieliłysmy jedzeniem :P
Ogólnie poznalam dużo wspanialych ludzi: Monikę, Barbaritę, Wiolkę, Martynę, Janusza, Ślepaka, Sylwię, Dominikę, Agnieszke, p.Stasię, Gośkę.... Ekstra ekipa!
Jak bylam jeszcze w Niemczech dostalam telefon z SP.61 czy nie chce pracować w świetlicy! Oczywiscie bardzo chce, ale dopiero jak poznam więcej szczególow i podpisze umowe to bede sie mogla tym chwalić :P Wtedy zdecydowalam,ze jednak idę na mgr i wybralam kierunek pedagogika, bo to ogolne, kojarzy sie z dziećmi i ma lajtowy plan, ktory prawdopodobnie uda mi sie pogodzić z pracą.
Wrócilam do Gdanska blablacar z 3 facetami :P Jak widać wszystko ok skoro teraz jestem i tu piszę :P Moja rodzina i Kamil gadają, ze jestem nienormalna,że mogli mnie wywieźć na organy, ale na szczescie nie bylo zadnych problemow :D Nastepnego dnia poszlam na UG, odebralam swoje dyplomy, zlozylam papiery i od października mogę zaczynać naukę :) Juz postanowilam,ze jak nie bede dawać rady to zrezygnuje, zapisać i tak sie gdzieś musialam żeby mieć legitymację, a jak nie uda mi sie chodzic na wyklady to chociaż na egzaminy pojde i zobacze jak I sesja mi pojdzie.
Teraz chodzę do Wiktora i Jeremiego, co prawda na 15:30 do 19:30 i Kamil się wścieka,że mu czasu nie poświecam, ale mam co robić w ciągu dnia, pieniądze jakieś zawsze wpadną no i co tu dużo mowić - uwielbiam tam przebywać.
W przyszłym tygodniu pojadę sobie na Mazury na kilka dni, bardzo chcialam tez pojechac na jakas wycieczke gdzieś,ale Kamil nie ma urlopu... Wiedzialam,że tak bedzie. Wilno, Krakow i Warszawa baaaardzo mnie wzywają.