W sumie nawet nie wiem, po co obejrzałam ten durny film.
Może chciałam się wypłakać, albo pomyśleć o czymkolwiek innym,
choć przez krótką chwilkę. I wtedy zrozumiałam, że w życiu zdarza
się jak na filmach, na prawdę. Tyle, że to przychodzi w najmniej
oczekiwanych momentach. I to właśnie mi się dziś przypomnialo.
Zauroczenie, które przeżyłam półtorej roku temu. Było jak z filmu.
Niespodziewanie, szczęśliwie, szybko. Na pewno przyjdzie
jeszcze raz, może tym razem z hepi endem i z kimś bardziej
odpowiednim. Potrzeba tylko czasu i nadzieji. Tak więc. Wierzmy,
czekajmy i nie zamartwiajmy się. Miłość istnieje.