Wanna shoot me?...
GET A NUMBER...!
Tak więc to jeszcze tylko 34 dni...Staram się jak moge, ale ciężko tak się nie kłócić ani się buntować, ani nie wpaśc z niczym, ani nawet się przeciwić.... I tak to wszystko się we mnie zbiera i zbiera...ale patzrąc jaką nagrodę dostane to warto. To będzie taki mój własny dzień absolutnej wolności...a grunt to dobra motywacja a skoro taką posiadam nie ma bata żeby nie wyszło, nie?
Ostatni tydzień w szkole też poszedł jakoś tak gładko. I zaczęłąm wierzyć, że dam rade wyciągnąć pasek...a pasek = ...no o tym później...żeby nie zaliczyć skuchy. I kolejna dobra motywacja...I kurcze to takie zarąbiste uczucie wiedzieć że ma się jakiś cel o który warto walczyć...mimo wszystko.
Zaczynam odczuwać potrzebę przeprowadzenia jakiejś rewolucji zasad, przekonań...itp. Ale narazie nie jest za silna bo jak by nie patrzeć jest mi dobrze...chociaż powoli zaczynam się nudzić. Ale o to będę się martwić jak przyjdzie kryzys.
Trzeba przypomnieć sobie na czym polega akomodacja w temperaturach niskich...
Zaczynam marznąć...coraz mocniej...
Coraz bardziej przeskakują mi kostki w palcach...
Coraz bardziej bolą mnie dłonie...
O uszach to już nie wspomnę.
Zaopiekuj się mną...
I znów niepotrzebnie...
Bo samej mi najlepiej.