Jadę. Jadę. Jadę!
Aj dont byliw, że tam będę. Że stanę gdzieś wśród tłumu, a chłopcy po prostu wejdą na scenę. Na żywo. Nawet jeśli ich nie zobaczę, usłyszenie na żywo ich muzyki będzie nieprawdopodobnym przeżyciem. Wrócę. I jeśli mój wąski, chłopski, acz usłużny mózg oraz niezbyt imponujący zasób słów na to pozwoli, to postaram się opisać to wydarzenie. Choć nie spodziewajcie się czegoś produktywnego.
Zatem
17:23 pociąg do Poznania.
22.00 pociąg do Krakowa.
Ponad siedem godzin jazdy i jestem w Krakowie.
Rany, nie wierzę, że to się dzieje.
Jestem szczęśliwa. Euforycznie szczęśliwa.