Chciałabym mieć taką bransoletę. Żyć i nie czuć nic.
Dobrze, że do jutra mi przejdzie.
_________________________________________________________
Zatem.
Jutro na Coke. Czuję się trochę, jakbym była pijana i sama nie wiem, dlaczego. Pójdę na spacer. Posłucham Con-science. I poużalam się nad sobą. Bo wbrew temu, co wczoraj stwierdziła Babcia Ax (mianowicie: że biorę życie takim, jakie jest, jestem optymistką i nigdy, ale to nigdy nie narzekam) od czasu do czasu muszę pobiadolić nad marnościami. By się oczyścić. Wyrzucić z siebie to całe gówno, które zalega od dłuższego czasu na dnie duszy. I będę jeszcze bardziej pozytywnie nastawiona. Pewnie.
Uśmiechałam się jak idiotka, by po sekundzie ściągnąć gniewnie usta. Czułam to dziwne, promieniujące ciepłem szczęście i wcale, ale to wcale mi się to nie podobało. Nie, nie mówię, że nie chcę być szczęśliwa. Po prostu nie chcę być tak chwilowo, upajająco i bezsensownie szczęśliwa z tego powodu. To ostatnie, czego sobie teraz życzę.
Cieszę się, że tam jadę. Że zostawię wszystko za sobą. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo chcę jechać, póki dziś nie zrozumiałam, jak bardzo mam was dość.