Siedzenie samemu na obczyznie zmusza do reflekcji.
Ok, sama jestem dopiero od jakis... 6 czy 7 h, ale przez ten czas slucham sobie Comy i jakos mam czas na myslenie.
Poooooootracilam tyle z siebie, ze tylko ryczec.
Postarzalam sie okrutnie.
WYDOROSLALAM (!!!!!!!!!!!!!)
:C
I powyzszej emotikonki sie nauczylam.
Bardzo dziwne uczucie, gdy mysle o tym, co dotychczas robilam. Ze ta pilka reczna, ze lokciami do podlogi. Ze okres buntu i mocnego makijazu, ze gimnazjum, ze te pierwsze slodkie milostki i te problemy ogromne. Ze liceum i Kubek i matura i pisanie, te cudowne, dzikie, nieposkromione, podniecajace, upajajace, utrzmujace na powierzchni (ba! przy zyciu!) pisanie!
Te tony makulatury, ktore przeczytalam, te slodkie chwile uniesienia mlodego, napompowanego emocjami i hormonami ciala! Te oplywy godzinne do rownoleglego swiata! Gabriel! Umilowany Gabriel, ten monz nomer jeden....
Muse, ktory odcinal wszystkie baloniki trzymajace przy rzeczywistosci, koncert....
Zdjecia, sesje z Axowa, sesje z Magdziorkiem, pierwszy alkohol na osiemnastce Be. z moja pierwsza miloscia i jego ojcem.... Pierwsze papierosy z Magda i cola do tego i takie pozorne uczucie zajebistosci....
Godziny spedzone na dojazdach do szkoly, dlon ogrzewana w jego dloniach...
Ale najbardziej pisania, najbardziej tego uciekania, tego procesu tworzenia samoistnego, upajajacego tak okrutnie przyjemnie. Tej umiejetnosci. Tak zbawiennej, tak uspokajajacej, dajacej sily, wznoszacej nad swiat.
Tak, tego najbardziej.
No i tych chwil cudownych z ludzmi, tych kontaktow, tego alkoholu i dobrych humorow po tym...
Do swiat w Berlinie.
Berli ist so wunderbar, ale jednak - te 400 czy tam iles kilometrow czuc. I to do swiat tutaj siedziec.
W zamian za wszystko powyzsze: praca. studia, na ktore jestem za leniwa, wierny samochod, przytulne mieszkanko wynajete, bez rodziny. Spelnione wielkie marzenie - nauczenie sie plynnie jezyka obcego (work in progres, ale jez niedlugo), moje cudowne substytuty dzieci (no wlasnie, gdzie uciekasz, moja checi posiadania dzieci?! nie wrocisz juz nigdy?) bo i po co by miala, skoro dwa pur pur w domu sa, no i On, stabilizacja cholerna, do ktorej dorastam i plawie sie z kazdym dniem, gdy jestem starsza. I z kazdym dniem boje sie bardziej, ze to wszystko strace.
Kosci policzkowe sie podnosza, hormony ustabilizowaly, tak utesknione trzymanie nerwow na wodzy....
Niby 2 lata, a jak czlowiek czuje, ze zycie go pcha ku dojrzalosci.
Tylko tych ludzi i pisania, fotorafii brak.
Tak okropnie, jakby pol mnie odpadlo po drodze.
Trzeba wrocic i pozbierac.