Siedząc na wysokim krześle rozejrzałam się dokoła.
Pewność, że to nie mój czas, a na pewno nie moje miejsce spadło na mnie jak bomba. Drgnęłam.
Nie, nie nadawałam się do pubów, klubów, dyskotek i tak dalej. Moje miejsce jest w zamkniętym pokoju wpasowującym się w dziwny sposób w mój umysł. W domu czekał mnie rozgrzany, napoczęty, kuszący King i niecierpliwiłam się myśląc o Johnym, bohaterze nietypowym jak na mojego ulubionego pisarza, na myśl o którym w głowie rozlegało mi się rozczulone: "Awwww...". Moje miejsce było na łóżku między poduszkami z kocem na nogach, z kubkiem dawki teiny w ręku, miękkim świetle mojej burdelowej lampki. Mój mózg jęczał błagając o pożywkę z porządnej lektury.
Opuściłam powieki, a potem przeniosłam wzrok na rozgrzanych, spoconych ludzi skaczących w rytm muzyki.
Nie, to nie moje miejsce.
Chyba jestem typową przedstawicielką homo in domus książkus czytatus et herbatus pijatus.
___________________________________________________________________________________________
Jutro biologia. Pierwsza matura, na której mam w planach polegnąć.