photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 29 STYCZNIA 2015

hipotetycznie.

wstajesz rano, nie tak rano jak chciałaś, bo budzik znów nie dał rady podnieść cię o 8, a raczej twój mózg nie był ci aż tak posłuszny jakbyś chciała. wstajesz standardowo wkurwiona, a z nosa płynie strumyk szkarłatnej krwi. przepłukujesz twarz zimną wodą. rozpakowaujesz zakupy. robisz jakieś marne śniadanie i siadasz przed telewizorem. ciągle jesteś całością.

mija godzina, dokańczasz pić kawę. mija kolejne pół, kończy się film, wstajesz. nadal jesteś względnie cała.

a potem uderza promień, jeden, drugi, tak może do dziesięciu. następnie słowo. bolesne, ostre, kaleczy, ale ciągle stoisz. kurczysz się o jakieś 10 centymetrów, tracisz na wadze jakieś 20 kilo. w pewnym momencie wszelkie najbardziej logiczne i proste fakty, które są faktami odkąd przyszłaś na ten świat tracą swoją wartość. wspomniania blakną, myśli tracą kontrast, wszystko przechodzi powolny proces pustoszenia. to zjawisko można opisać w ten sposób: doszczętne bombardowanie każdej najmniejszej części twojego istnienia przez spojrzenia z każdej strony. lecz ciągle twoje, to najniżej, to winnego i oskarżyciela stawiasz na miejscu pierwszym. przez co nazywanie się szmatą nie sprawia ci żadnej trudności. taka pozycja jest okropną, wszyscy muszą się ze mną zgodzić. a robi się jeszcze gorsza, gdy powoli zaczynasz uświadamiać sobie że to wszystko było świadomym wyborem, świadomym trwaniem, świadomą głupotą.