ależ zapomniałam o moim fbl!
eh, z sentymentem patrzę na posty sprzed...2-3 lat. kiedy największym dramatem był sprawdzian z matematyki, prezentacja maturalna na polski, czy matura z fizyki. to było piękne. no, momentami dochodziły do tego korki do krakowa...
jest okropnie, paskudnie, najgorzej. teraz trzeba martwić się wieloma POWAŻNYMI sprawami. tym jakie kwiatki dzieję się każdego dnia w domu, tym co począć, gdy koledzy ( z którymi notabene spędza się cały dzień) nazywają cię świnią lub suką i traktują gorzej niż nagorsze gówno, tym co zrobić z za wysokim cholesterolem czy innymi paskudztwami w sobie, tym co będzie jak Tomaszka nie bedzie obok, bo spierniczy w siną dal, by być sobie dowódca plutonu.
ajajaaj, tak mi źle, tak mi szaro, moje życie na wacie ciągnie się jak makaron.
na szczęście mamy dodatnie temperatury, starszego kaprala już niebawem na pagonach i siebie w sercu i głowie 24/7.
półmaratonujemy w krk :)