od mojego ostatniego postu minęło trochę czasu. tak wiele się zmieniło, świat stanął na głowie.
przyjechałam do domu, po kilku dniach pobytu nad morzem z jednym, głównym celem, zadaniem - nadrobić rok zaległości z Mamą, zająć się Nią najlepiej jak potrafię. tak mało czasu na to miałam...
od tego dnia wszystko się zmieniło. ja zajęłam się praniem, prasowaniem, zmywaniem, gotowaniem... żeby wszystko jak dotąd było idealne, perfekcyjne. ale już nigdy nie będzie. zupa zawsze będzie trochę zasłona, gdy ziemniakom tej soli będzie trochę brakować. babeczki będą spalone od dołu, a koszula Ryśka niedoprasowana.
jest 27.08.2013. dokładnie za 3 dni wracam do wawy, żeby spędzić tam sobotę, a w niedzielę bladym świtem ruszyć na miesiąć do koszalina, gdzie wreszcie poznam sprzęt, z którym związana będzie moja przyszłość. ponoć praktyki dość konkretnie weryfikują, czy ktoś nadaje się na wybraną specjalizację. hm, czyżbym miała przeżyć kolejne załamanie nerwowe jakie przyżywałam dokładnie rok temu na unitarce czy podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej, kiedy wstawałam rano zmęczona jak diabli i cały dzień chodziłam z płaczem na końcu nosa, żeby potem zadzwonić z płaczem do... Mamy?
właśnie, od mojego wcielenia minął w piątek dokładnie rok. ah co to był za rok! rok zajebiście popieprzony. tyle rzeczy się zmieniło. w życiu moich bliskich - rodziny i przyjaciół, w moim własnym, ja sama strasznie się zmieniłam. to wszystko teraz jest takie dorosłe, wymagające takiej odpowiedzialności i przerastające mnie na każdym kroku. szczerze mówiąc boję się jak to dalej będzie wyglądać...
...i jeszcze bardziej boję się jakby dotąd to wyglądało bez mojego najwspanialszego pod słońcem mężczyzny. który z dnia na dzień staje się dla mnie coraz ważniejszy, a nasz związek coraz bardziej angażuje moje wszystkie uczucia, które dotąd gdzieś tam się ukrywały. bardzo obawiałam się jak te wakacje będą wyglądały. dokładnie pamiętam jak w pierwszych dniach lipca odprowadzałam go na pętlę 523, żeby pojechał na dworzec zachodni, a potem do siebie, jak płakałam wracając i jak pocieszała mnie Rati. do tej pory jakoś to było. poświęcaliśmy sobie maksymalnie dużo czasu, mimo odległości i obowiązków. owszem, chciałabym, aby było tego czasu więcej, zwłaszcza teraz, kiedy czasem nie potrafię sobie znaleźć miejsca w domu, ale... jest jak jest.
zdjęcie z ostatnich chwil na wrocławskim rynku, z jednego z najwspanialszych naszych wspólnych weekendów.
song