Przenika przez sen i snem się staje. Niesie ją wiatr, nad dachami kołuje niczym jaskółka, opada bezszelestnie na bruk. Jeszcze ostatni zryw i cisza. Jeszcze odbija się od niej światło, jeden drobny promień maluje na murze tęczę. Przechodzisz obok wpatrzony w czubki butów. Tęcza blednie. Do wilgotnej skóry obuwia przylepia się piasek. Tą alejką wędrujesz niemal codziennie. Spieszysz się zawsze, albo zbyt często. Mijasz kolejną jesień, kolejne wtorki. Zapominasz, że nie tylko dzieci zbierają kasztany. Twoja kieszeń jest pusta. Puste stają się oczy... Kupujesz bilet na ostatni seans.
Najbardziej lubisz ten moment, w którym gaśnie światło. ;)
;*