Nie dość, że pazurki są ścięte całkiem na zero, to jeszcze mają czelość się łamać. Wznawiam kurację Eveline, bo bez tego ani rusz. :)
Ps. Przefarbowałam sobie włosy, co prawda szamponetką, zmieszałam dwa kolory, jeden z joanny, drugi z mariona, kolory miały być prawie identyczne. I wiecie co mi wyszło? Fioletowo-wiśniowa grzywka, końcówki i tylko pojedyńcze pasma na długości włosów. W życiu nie wyglądałam zabawniej. :D I nawet stwierdziłam, że mogę sobie tak zostawić, aż farba sama spłynie. :D
Ps2. Za chwilowe i kolejne zaniedbania bloga przepraszam, ale nie nadążam za tymi wszystkimi zmianami w moim, jak dotąd, nudnym życiu, za którym swoją drogą tęsknie. :)