Było ich dwoje siedzących na ławce...
Było ich dwoje, jedno milczenie...
Ten sam ból, ten sam lęk, chęć zapomnienia...
Było ich dwoje, z drzewa lecą liście,
w powietrzu triumfuje zapach szarości...
Było ich dwoje, a jednak jedność...
I został sam, została sama...
Osobno, choć nadal razem...
Świat przybrał barwy jej włosów...
Samotni wśród ludzi, nadzy od prawdy, przepełnieni niewiarą...
Jak niebo bez ptaków...
Jak ciemność bez strachu....
Jak dusza bez marzeń...
Tak on bez niej- ona bez niego...
Zabrali im uśmiech, zabrali beztroskę...
Wyłonił się mrok, i zakrył światła dnia...
To oni- zawsze będą...
To oni- nie polegną...