W upojeniu własnych iluzji
Zdobywam szczyty marzeń ..
Zbiegam w doliny
Rozkoszy duchowych ..
I gdy na chwilę,
Niby przypadkiem
Zamrużam powieki ..
Te złudzenia .. na całą wieczność
Tak nagle .. topnieją ..
Rozbiegane, skostniałe palce
Chwytają upadłe szczęścia ..
Lecz okruchy kryształowego kielicha
Nie ukoją już spragnionych marzeń ..
Gdy trafiam na dno upadłej duszy ..
Pogrążonej w niemym krzyku
Wzruszeń raniących wszystko i wszystkich
Gdy go dosięgam .. Zabija mnie ..
Jak głos ..
Głos z samego dna ..