Niby miał być ostatni post poprzedni, ale zrobię jeszcze dodatkowo podsumowanie tego okropnego roku. Tak, ten rok był i jest jednym dla mnie z najgorszych w moim życiu. Czuję, że straciłam już wszystko. Nic już nie będzie dobrze, ja to po prostu wiem.
Nie widzę nowego roku jako dobrego roku, będzie taki sam albo i gorszy, czuję to. Gdyby cud i moje prośby się spełniły byłabym najszczęśliwsza na świecie ale się na to nie zanosi i jest mi bardzo przykro. Ten sylwester również nie będzie dobry. W tym roku zadano mi bardzo dużo bólu, boli strasznie... ledwo wstaję z łóżka... nie mam sił by robić cokolwiek, czuje się jak trup... płacz ogarnia mnie codziennie... myśli... ciągle mi się śni.. piękne sny a kiedy się budzę to ogarnia mnie szara rzeczywistość i płaczę, że to nie jest na prawdę... wolałabym już tak śnić cały czas niż się budzić i patrzyć na to wszystko .... zdjęcie nieba zrobiłam dwa dni temu... nie otrząsnęłam się po ostatnich przeżyciach i się nie zanosi na to... Nie potrafię zapomnieć słów, które usłyszałam ale jednocześnie nie potrafię przestać... Co ja takiego zrobiłam, że ciągle mnie to spotyka? Nie myśle już racjonalnie, nigdy nie byłam i nie będę realistką bo to mnie zniszczyło i dostaje szału...
Jedyne co oczekuję od nowego roku to to aby wszystko czego pragnę się spełniło bo nie jestem w stanie już wytrzymać tego wszystkiego, bo cierpię i mam odrobine nadziei, że może zdarzy sie cud... to wszystko czego oczekuję choć mam bardzo dużo wątpliwości... i nie mam sił... Ten rok był bardzo bolesny... nie chce znowu przez to przechodzić, niech w końcu zdarzy sie cud... niech wszystko wróci do normy... tylko tego chce, żeby było tak jak sobie wymarzyłam...