Ostatnie 3 dni były i złe i odziwo dobre. Chociaż sobotę najgorzej wspominam, głównie ranek, z tego względu, iż moje zakupy w Niemczech nie wypaliły bo kiedy się szykowałam to nagle się okazało, że nie jadę bo sprawdzają testy i zaświadczenia a ja ani tego ani tamtego nie posiadam, no szlag mnie trafił jak nie wiem, muszę czekać do 20 marca aż obostrzenia zejdą wyłącznie do noszenia maseczek, przynajmniej tak pisało na stronie, pytanie czy w związku z obecną sytuacją jest to wgl jeszcze możliwe..
Tego samego dnia dostałam wiadomość i byłam mega zaskoczona, po kilku miesiącach ciszy... ale byłam tak wkurzona, że odpowiedziałam dopiero w nocy, ale poprawiło mi to humor. Na zajutrz również było dobrze, kurde, czułam się lepiej pierwszy raz od x czasu, a dziś znów smutek, nie mam wgl ochoty na nic, nie mogę sobie miejsca znaleźć, nawet już nie patrzę na to która godzina, który dzień, ale tamte dwa dni jedne z lepszych w tych roku, przynajmniej przez tą chwilę na mojej twarzy pojawił się uśmiech, przynajmniej tyle bo i tak wiem, że nie raz będę jeszcze się smucić to chociaż nacieszyłam się tamtymi chwilami, przynajmniej tyle...
W każdym razie liczę na to, że wszystko się jeszcze jakoś ułoży, wiem, że nie mogę bardzo się na wszystko nastawiać ale jest taka malutka nadzieja, taka tycia... ponieważ, straciłam w sumie wszystko, i to jest jedyne co mnie jeszcze trzyma w stabilnym stanie psychicznym, a przeszłam nie jedno i trochę się to jednak odbija ale walczę z tym na tyle ile mam sił, a bywa tak że praktycznie w sumie codziennie przeleżę cały dzień oglądając wiadomości, od tych 3 tygodni to tylko na wiadomościach że tak powiem "jadę", sytuacja jest niepokojąca, obawiam się, nie tylko ja ale jakby nie patrząc jesteśmy zbyt blisko... i to mnie przeraża... po prostu przeraża...
a nie jestem już w stanie ukrywać strachu i zdenerwowania, ale bywają dni, że o tym zapominam, mam wywalone po prostu ale jednak to wraca za każdym razem, ehhh...