Bonson, część 1
Tramwaj, światła, ja w godzinie szczytu
I znów się zastanawiam jak jej teraz idzie w życiu.
Mógłbym znów się postarać
I przestać pić, przestać jarać, ale życie
W zamian tępy śmiech ma dla nas.
Była jedna, jedna jak niejedna by chciała tak.
Dziś już nie ma tak i nie ma szans, i nara.
I mówi, że by wpadła do mnie na seks i blanta,
Albo blanta i seks, albo na blanta seks i blanta.
Użalam się nad sobą i to nie jest spoko, mimo wszystko.
Oczy mam przekrwione, kłamią jeśli widzą płomień.
Jeden numer, dziewięć cyfer i nie będzie mnie, i chuj.
Chcesz mnie wyjeb, do stracenia mam i tak niewiele już.
I znów jej zapach chciałbym mieć na dłoniach.
Ty, po co dzwonisz, skoro nie chcesz ze mną gadać?
Dobrze wiemy, że się nam nie poukłada mała. / Pan Śmieć
Położyła spać się, gdy łza obmyła twarz jej.
Kolejny raz zwątpiła w nas i w cały świat i w prawdę.
Jej oczy, oddech dawał mu natchnienie.
A my - wśród łez sami.
Stał na moście myślał :
''czas pierdolić wszystko jak leci''. / Historia pewnego wieczoru
Wiem, że jestem chamem,
Niekoniecznie nie dla panien.
I każdy dzień jest ważny,
Ale kolejny dzień bez walki jest chuj warty.
Nie traktuj mnie jak ziomka, jak się wjebiesz
Z butami w moje życie to posprzątasz. / Mów mi Bonson