Czasem łapię się na myślach, że dobrze byłoby być trochę takim 'lwem salonowym'. Ale chwilę po tym zaczynam rozumieć, że życie czysto imprezowe nie ma większego sensu, a i ja nie jestem do niego stworzona. Czasem łapię się na marzeniach o zapełnionych piątkowych i sobotnich wieczorach, ale po chwili zaczynam rozumieć, że podczas każdej weekendowej imprezy mam kaca moralnego, bo jak to - mój facet pracuje, a ja się tutaj bawię. To takie trochę katowanie swojej psychiki.
Dlatego zazwyczaj jest jak jest. I siedzę sama przy kubku kawy i z dobrą książką. I co weekend przy tym gorącym, przesłodzonym, domowym latte macchiato postanawiam, że zmienię swoje życie. I co poniedziałek zaczynam tak samo. To takie żałosne.
Pomalowałam paznokcie karminową czerwienią.
Wyjęłam szpilki.
Mogłabym pójść teraz w świat.
Kolejny raz tym światem stanie się własne łóżko.