Wszystko na dobrej drodze ku zadowoleniu, ale jak zawsze musi być coś, co mnie od tego oddala. Zawsze tak jest, zawsze coś na odwrót. A taki błahy powód, że aż żal dupe ściska. Cóż.
Eh. A wszystko było niemal idealnie. I zaczyna się chyba sypać. Przynajmniej mi się tak wydaje, ale mam dość takiej sytuacji. Trudno zrozumieć? Porażka.
I chyba nie będzie jak dawniej.
Matko, co ja wogóle wygaduję?!
Jest tak, że nie ma nawet powodów by tak przypuszczać. Chociaż nie, jest jeden. ALE TYLKO JEDEN. A ja już mam urojenia, że to koniec.
Nie wiem, jak On ze mną wytrzymuje. Nie mam zielonego pojęcia, podziwiam Go za to, naprawdę.
Ze mną jest coś nie tak. Raz mi się wydaję że dużo bym dla niego dała, by był szczęśliwy, a później mam Go dość, denerwuje mnie i mam dziwne przypuszczenia co do niego.
ZAWSZE COŚ SIĘ MUSI PIEPSZYĆ. :/