Pierwszy raz widziałam muchę z drugiej strony ulicy :D
Tak, jak jest teraz, może być dla mnie codziennie. Serotonina ustabilizowana, pełen spokój, opanowanie, luz.
W takim stanie mogę iść do szkoły, mogę spotykać się z ludźmi (nie to, co piątek, kiedy to siedziałam jak otępiała i z trudem łapałam kontakt ze światem), mogę względnie normalnie egzystować. Z chęcią bym gdzieś wyszła, gdyby nie ciążąca nade mną nauka i jeszcze pewna osoba mnie do niej nakłaniająca samą swoją obecnością.
Ale nie narzekam. Narzekanie to u mnie objaw rozdrażnienia. A w takim stanie, w jakim jestem teraz (aż żałuję, że będę musiała iść spać) znoszę wszystko bez jednego słówka, czy grymasu na twarzy. Z dziwnym optymizmem. Muszę być twarda. (Nawet uczyłam się angielskiego O.o")
Dużo bym dała, by móc tak się czuć codziennie. Bo jestem teraz uspokojona i potrfię spojrzeć na siebie z dystansem, bo nie jestem nastawiona z góry na wszystko ani zbyt pozytywnie, ani zbyt negatywnie. Stoję na zerze i to mi odpowiada.
A tak poza tym, mam dziwaczny słowotok i bredzę od rzeczy. Ale dobrze mi z tym :)