zapomniałam.
Nie mam na siebie haczyka.
Nie wiem, nic.
Ryczę, że jestem gruba
i jem.
NO JA JEBIE NO!
chcę znów moje 47kg. Dobra, kurwa, 52 będzie spoko.
Zabierzcie ode mnie to całe gówno, które noszę. NO JUŻ, PROSZĘ.
Jest pierwsza, właśnie skończyłam naukę, idę spać.
Potrzebuję może po prostu się zakochać i mieć dla kogo schudnąć? Nie wiem, wolałabym nie, bo on chciałby mnie dotknąć. A ja mam wszystko tłuste.
Ja jebie!
Jutro trening, mamy mieć krótkie spódniczki.
Wolne żarty. Te chudzielce i ja? Ja, baleron?
Nienawidzę tego ciała.
Nienawidzę.
Smutno mi.
Okropnie.
Jestem grubasem.
Znacie Panią Ekscelencję?
Miesiąc i dwa tygodnie, -10kg.
No ja jebie, no. Super.
ps
wiecie co?
ja NIGDY nie miałam problemów z motywacją
wszyscy czerpali ją ode mnie (wtedy byli grubi a ja chudziutka, teraz się zamieniliśmy...), zawsze miałam wielkiego kopa do działania, nigdy nie miałam problemu z samodyscypliną.
Co się kurwa dzieje?
Ani uczyć mi się nie chce, ani ćwiczyć samej w domu (tylko tyle co mam treningi, chociaż to i tak dużo jest, ale pamiętam, że wtedy w domu też trenowałam mimo wszystko), ani pilnować diety...a przecież tak bardzo chcę schudnąć.
Co tu się kurwa dzieje.
Ja jebie...
sorry, że tak smutno. Dławię się swoimi rzygami i łzami na raz.
dobranoc.