Witajcie
Piję właśnie moją poranną kawę. Jestem już chyba od tego uzależniony, nie wyobrażam sobie dnia bez tego obłędnego smaku. Obudziłem się w takim samym nastroju, w jakim położyłem się spać. Czuję się całkowicie opuszczony. Nie mam chyba już żadnych przyjaciół w miejscu, w którym mieszkam. Wczoraj próbuwałem umówić się z kumplem, nie chciałem być sam, ale było zbyt póżno i nie mógł mi pomóc, a raczej nie chciał.
Nie będę dziś jadł. Może po południu coś przekąszę. Zrobię trening wieczorem. Może pójdę do kościoła. Już dawno mnie tam nie było, nie czuję potrzeby chodzenia tam, jednak tonący brzytwy się chwyta, a ja chyba przestaję widzieć jakiekolwiek inne opcje.
Mam coraz mniej woli życia. Prawie codziennie zastanawiam się, jaka byłąby reakcja ludzi, gdybym wreszcie pozwolił sobie odejść. Czy bolało by ich to tk bardzo, czy szybko otrząsnęliby się po stracie. Czemu myślę o nich, skoro o mnie nie myśli nikt?