Próbuję uciec od siebie.
Tkwiące we mnie - dwie mnie toczą bitwę o kontrolę, burdel w mojej głowie się pogłębia - każda z dziwek chce być najlepsza tej nocy. Jednego dnia jestem wrażliwym pisklęciem chroniącym się w gnieździe przed wszystkimi szkaradnościami świata, drugiego dnia poluję na ów pisklaki, ostrząc sobie szpony o górzyste zbocza. Tak trudno jest w tych czasach zachować samokontrolę, jedną twarz i nie pogubić się w setce wyimaginowanych bohaterów jakich tworzymy sobie w naszych głowach. Czy rano budząc się jestem numer dwa czy numer pięć, w lustrze dostrzegam te same rysy twarzy, które zmieniają się. Nie tyle co z biegiem lat, co z rozwojem mojego umysłu i wizualizacji samej siebie. Wszystko co najgorsze i najlepsze zbiera się w jednym miejscu. Czy widzenie siebie samej z różnych perspektyw jest zbawienne, czy może to żelazny krzyż , który dźwigam w imię istnienia wymiaru w którym żyję? Możliwe, że po drugiej stronie lusta mój portret wygląda zupełnie inczej? Ciężki to orzech do zgryzienia dla zapracowanego mózgu normalnego człowieka, kto więc ma czas odgrywać swoje role tragiczne bardziej lub mniej, zapytam też kto ma czas na sporządzanie scenariusza dla całej tej iście komicznej inscenizacji kurwa?
Wczorajszy wieczór znów był taki jak kilka miesięcy temu. Znów wracają noce pustki, bezsilności, braku wsparcia. Szukasz pomocy, chociaż nie masz już sił walczyć. W ręku trzymasz papierosa, który tak na prawdę nie uspokaja twoich nerwów, ale gdyby nie on już dawno bym zwariowała. Pije kawę, choć już dawno wystygła. Wiem że trudno ze mną wytrzymać i właśnie to sprawia że dwa razy bardziej doceniam to, że jesteś.
Mężczyźni nie reagują na słowa. Reagują na brak kontaktu.Ot co.
Hipokryzja pruderią poganiana, nana nana?