Spływ udał się zajebiście.
Trasa wybrana przez Martę do najłatwiejszych nie należała, ale i tak bardzo mi się podobało.
Zawieszanie się na kłodach, przerzucanie kajaków, przepływanie pod powalonym drzewem, emocji co niemiara! :D
Wróciłam do domu zmęczona, posiniaczona i obolała, ale naładowana (mentalnie) dobrą energią.
A teraz, żeby tak pozytywnie nie było, muszę dokończyć ten cudowny esej o roli kobiet.
Byle do wakacji!