Część 11
Nie jest łatwo pogodzić się z przeszłością. Zapomnieć i ruszyć do przodu, jakby nigdy nic. Czy tego chcemy, czy nie, przeszłość już zawsze będzie częścią naszego życia. Jej drobinki będą tkwić wczepione w nasze kostki, skutecznie nas spowalniając.
Akceptacja jest kluczem, bez niej nie pójdziemy dalej. Musimy pogodzić się z tym co było i uświadomić sobie, że już minęło, a obecnie nie mamy na to żadnego wpływu.
Dopiero będziemy w stanie zmartwychwstać.
Pocą mi się dłonie, kiedy przed nami majaczy widok posiadłości. Ogromny, bielony budynek, podwójne, drewniane otwarte okiennice, spomiędzy niektórych wyglądają znudzone konie. Kolor i przestrzeń pastwisk po obu stronach drogi, którą jedziemy, zdaje się mnie pochłaniać. Na moment moje oczy toną w bezkresie oceanu śnieżnej bieli, napawają mój umysł spokojem, takim, jaki zawsze odczuwałam w podobnych miejscach. Jednak wtedy auto podskakuje na nierówności, błogość opada na dno mojej czaszki, wyparta przez strach. Słyszę głuche tąpnięcie, wiem, że to Admirał uderzył w ścianę przyczepy. Drżą mi palce, kiedy wyłamuję je w nerwowym geście. Anthony kładzie starszą, pomarszczoną dłoń na moich i uśmiecha się pokrzepiająco, zerkając na mnie ukradkiem. Staram się, naprawdę się staram głęboko oddychać i myśleć pozytywnie, jednak kiedy twoje wnętrze jest od dawna przeżarte przez ból, zdajesz się zapominać, co to znaczy myślenie pozytywne.
Przeraża mnie bogactwo i przepych tego miejsca, wracają wspomnienia częstych zawodów, każde jedne odbywały się w takich stadninach, ale teraz nie to się liczy. Myślę o moich zarobkach, o tym, że ledwo daję radę wiązać koniec z końcem, myślę o mojej matce, która z dnia na dzień topi się we własnej niemocy. Jak ja dam radę opłacać to miejsce, o wiele przekraczające moje możliwości?
Przyglądam się krytym halom, na jednej widnieje rysunek jeźdźca i konia pokonujących wysoką stacjonatę, a na drugiej, jeździec w typowym, ujeżdżeniowym cylindrze prowadzi konia kłusem wyciągniętym. Nie trzeba być detektywem, aby zrozumieć, że jednak służy ujeżdżeniu, a na drugiej zapewne można zastać pełen zestaw przeszkód. Boję się zastanowić, jakie finanse pochłonęły te budowle, cały ten obiekt i jak bogaty musi być właściciel.
- Nie przejmuj się, nie będzie tak źle. Przejrzyj sprzęt, to powinno ci pomóc - chropowaty głos przedziera się przez mgłę zasnuwającą mój umysł. Anthony zawsze zdawał się czytać mi w myślach. Mijamy pastwiska, droga rozwidla się na ogromny podjazd wyłożony kostką brukową. Masa nasadzeń na klombach wiosną musi pokrywać się kwieciem, które całe otoczenie spowija mdląco słodkim zapachem i paletą barw.
Na lewo, nieco w głębi znajduje się duży dom z przeszkloną prawie połową parteru. Światło odbija się od szyb, więc nie jestem w stanie zajrzeć do wnętrza. Na piętrze jako pierwsze uwagę przykuwa wielkie, balkonowe okno, z którego zapewne widać niemal całą okolicę. Niewielką przybudówkę przy domu oplatają typowe kratki, podtrzymujące pnącza winogron, których resztki smętnie wiszą na dolnych partiach drabinek. Budynki dwóch stajni znajdują się po prawej stronie, w pobliżu zdążam dostrzec lonżownik, karuzelę i dwa place do jazdy, kiedy wóz zatrzymuje się z delikatnym szarpnięciem. Zaciskam zęby i kurczowo chwytam w palce rękawy kurtki. Widzę kilka par oczu skupiających na nas swoją uwagę, kwas żołądkowy podchodzi mi do gardła.
- Chodź, już czas zakwaterować Admirała - Tony mruga do mnie pocieszająco, jednak ja widzę jedynie mężczyznę ubranego elegancko, ale na luzie, który zmierza prosto w naszą stronę.
- Dzień dobry! WItam w Shadows Creek - słyszę jego tubalny głos, kiedy ledwo stawiam stopy na podjeździe. Kiwam niemo głową, bojąc się, że kiedy spróbuję coś powiedzieć, nie wydobędę z siebie więcej niż przeciągłego jąknięcia.
- Jestem James Carter, zastępca dyrektora - wyciąga dłoń najpierw do Anthonyego, a następnie, nieco niepewnie, do mnie. - Pani musi być Sophia, zgadza się? - dopytuje z uśmiechem, jedynie odpowiada mu suche skinięcie głowy.
- Właściciela nie ma? - mój towarzysz pyta lekko, pocierając zmarznięte dłonie.
- Miał pilną sprawę i niestety nie mógł być na miejscu. To jak, wyprowadzimy konia i zaraz ktoś pomoże przenieść Pani sprzęt, a następnie dam Pani klucz do szatni i paki w siodlarni, dobrze? - Patrzę na jego szerokie barki, ciemne włosy, na skroniach naznaczone siwizną, delikatne zmarszczki kłębiące się z kącikach oczu i ust. Ma lekko ponad czterdzieści lat, jednak jego kondycja fizyczna mogłaby zawstydzić niejednego dwudziestolatka. Zwracam uwagę na przenikliwie niebieskie oczy, mają chłodny odcień, jednak płynie z nich dobro. Wypuszczam powietrze ze świstem, z nadzieją, że ucieknie wraz z nim nieco napięcia.
- Dobrze - szept wydobywający się z moich ust przypomina szmer, nie jestem nawet pewna, czy udało im się zidentyfikować słowo, jakie wypowiedziałam. Wykrzesam z siebie słaby uśmiech, próbuję udowodnić coś samej sobie.
Podchodzę do przyczepy i otwieram trap, dłonie spływają mi potem.
Inni zdjęcia: 1407 akcentovaAktualne zdjęcie dawstemoja śliczna patkigdmoja kicia patkigdja patkigdja patkigd:) dorcia2700Dzień kobiet szarooka9325... thevengefulone... thevengefulone