Zegar wskazuje godzinę 3:10. Nazywam się Will Graham. Znajduję się w Wolf Trap.
Moje psy zaszczekują cienie na ganku, a ja zwijam się w połach pościeli, licząc na przychylny kąt, który pomógłby mi odgonić koszmarne poroża. Moje ciemne loki przyklejają się do czoła, cienie pod oczami nabierają trupiego wyrazu. Nie zerkam w stronę salonu. Kiedy to zrobię, zobaczę człowieka-jelenia wiszącego nad kominkiem. Zaciskam dłoń na podkoszulku, pod materiałem którego widnieje wyraźny ślad jego obecności. Zabliźniona rana szarpie tępym bólem, wydobywając z mojego gardła niemy jęk. Winston zawsze wyczuwał zdenerwowanie; jego futro muska brzuch, który napina się pod wspomnieniem ulotnego naporu cudzej obecności.
Kieruję swoje kroki w stronę kuchni. Palce toną pod źródłem wody wyciekającej spod kranu.
Hannibala Lectera tutaj NIE ma.