Klik.
Uderzam. Czuję mięknące pod moimi palcami żyły, które są zmyślnym dorzeczem w ciele młodej kobiety. Pragnę zbadać ich strukturę, posmakować krwi na języku i rozkoszować się nim, niby amrytą boskich uosobień. Jestem każdym, jestem wszystkim, o czym ktokolwiek kiedykolwiek pomyślał - staję się twoim koszmarem, twoim powodem bezsennych nocy. Módl się do swojego boga, a ja ci udowodnię, że tylko i wyłącznie ja mam prawo cię osądzać. Nie, proszę, nie uciekaj. Dopiero rozpoczynamy zabawę!
Pcham kobietę na podłogę. Jej ciało cudownie drga, kiedy z jej gardła wydobywa się szloch. Siadam na niej okrakiem i z ogromnym namaszczeniem gładzę dłonią jej posiniaczone lico; moja wędrówka pozostawia po sobie czerwone smugi, które nadają jej wyglądu porcelanowej lalki. Jest piękna. Jest idealna. Chcę otworzyć jej klatkę piersiową i zgarnąć na boki żebra, by ocenić, czy wewnątrz również tak uroczo błaga o życie.
Powoli, niczym kot czający się do ataku, przejeżdżam ostrzem noża po jej obojczyku i obserwuję, jak jej delikatna skóra rozdziela się na dwie, by okazać mi więcej władczego płynu. Jestem twoim bogiem. Wołaj moje imię. Błagaj mnie o wybaczenie, grzeszna ladacznico. Osądzę cię, pokażę, czym możesz się stać.
Odrzucam nóż na bok i łapię w dłonie rozciętą skórę, by spróbować ją rozerwać. Och, tak. Jej krzyk jest muzyką dla moich uszu, karmi moje zmysły i zmusza wargi do wygięcia się w uśmiechu. Szarpię, a potem pochylam się, by musnąć wargami wnętrze rozcięcia. Kobieta wije się, próbuje mnie odepchnąć, a ja w duchu dziękuję za słodką adrenalinę rozchodzącą się po jej wątłym organizmie. Bo jeszcze żyje, bo jeszcze stawia opór.
Kiedy znieruchomieje, niechybnie mi się znudzi i odrzucę ją w kąt. Odrzucę ją tam razem z moim umysłem, który wije się w połach pościąganej kołdry.