Gdybym miał określić cię mianem zwierzęcia, stanęłabyś dumnie na końcu ogona i wysunęła śmiercionośny język. Twoje receptory wykrywszy zagrożenie zapaliłby ci w oczach czerwone światła, a twoje kły jadowe celnie wystrzeliły w stronę potencjalnego przeciwnika. To właśnie w ten sposób ze mną pogrywałaś, Irene. Twoje lśniące łuskami ciało owinęło się wokół mojej szyi, a chociaż byłaś idealnym przeciwnikiem, twoje przeczucia cię zmyliły. Kiedy pozbawiłem cię broni upadłaś na ziemię i mogłaś się tylko czołgać, i błagać, i wić pod moimi stopami, a ja dumnie patrzyłem z góry na twoja efektowną porażkę. To upadlające, że poległaś tylko ze względu na paskudne uczucia - już wiesz, dlaczego się od nich izolowałem? Rozumiesz naiwność i prostotę ludzkiej natury? Okazałaś się taka jak inni, nudna, całkowicie pozbawiona barw, które wcześniej sprawiały, że błyszczałaś. Wiesz gdzie popełniłaś błąd? Widzisz go?
Byłaś śmiertelnikiem, nie boginią. Byłabyś taka doskonała gdyby zachował się w tobie duch kłusownika... Dlaczego zatem pomimo mojej pogardy ty wciąż nawiedzasz mnie na poddaszu Pałacu Umysłu? Dlaczego za każdym razem szepczesz zmysłowe obietnice, chowasz się w moich ramionach i obnażasz poprzez mizerny autoportret? Nigdy nie będziesz wystarczająco dobra. Odejdź.
Podszeptem; powróć.
Z dedykacją dla Ophelii.