Przyjemny sen przerywa mi budzik. 6.30. Nie ma takiej opcji, nie wyjdę spod kołdry, jest za zimno. Wyłączam budzik, śpię dalej. Kolejne 10 minut snu mija zdecydowanie za krótko. Czas wstać. Czuję się fatalnie, wyglądam strasznie. Mam podkrążone oczy, jest mi niedobrze, boli mnie brzuch. Najchętniej nie poszłabym do szkoły i wróciła do łóżka.
Jedynym plusem chodzenia do szkoły jest chyba to, że mogę codziennie widywać się z osobami, które naprawdę lubię. Pierwszą lekcję spędzam na korytarzu, niby powtarzając materiał przed sprawdzianem z j. polskiego, który i tak na następnej lekcji kiepsko mi idzie. Tak bardzo nie lubię tego przedmiotu. Fizyka mija na rozwiązywaniu zadań, z których naprawdę mało kto cokolwiek rozumie.
Długa przerwa. W końcu spotykam tego kogoś, kto sprawia uśmiech na mojej twarzy. Nie trzeba mi wiele do szczęścia, naprawdę. Sam fakt, że ktoś mnie kocha, czyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem i motywuje do życia. Nie potrafię opisać słowami tego, co czuję, gdy na mnie patrzy albo gdy mnie dotyka. Trwaj chwilo, jesteś piękna.
Wracam na Ziemię. 2 godziny wuefu. To nie wymaga komentarza, nie potrafię polubić. Ha! Pamiętam, jak na początku tego roku szkolnego postanowiłam sobie ćwiczyć na każdym wuefie i nie odpuszczać. Po pierwszym miesiącu się poddałam. Z następnej lekcji jesteśmy zwolnieni, robimy próbę przed wtorkowym konkursem. Jest całkiem całkiem. Mnie się podoba. Jeszcze dwie lekcje. Procesy technologiczne x2. Rysujemy przekroje. Biorąc pod uwagę fakt, że w ogóle nie zrozumiałam tego rzutowania, jest mi teraz naprawdę ciężko z przekrojami. Ale widzę, że nie tylko mi. Mało kto to rozumie. 14.35. Rozpoczynam weekend.
Wcale się nie cieszę. Mam zaległości w szkole, wypadałoby to nadrobić. A! No i przecież w przyszłym tygodniu rozpoczynamy omawianie Lalki. Obawiam się, że znów przeczytam tylko streszczenie. Jestem zbyt leniwa na czytanie lektur. Przykro mi, ale nie mogę nic na to poradzić. Czemu? Bo mi się nie chce, to takie logiczne.
Zapełnionym autobusem jadę do dworca. Źle czuję się, gdy otacza mnie tak dużo ludzi, chyba każdy tak ma, a z racji tego, że dziś naprawdę nienajlepiej się czuję, sądzę, że zaraz oszaleję. Jestem na miejscu. Chcę wysiąść, ale przede mną starszy pan porusza się bardzo wolno. Nie przeszkadza mi to, szanuję starszych ludzi i doskonale rozumiem, ile wysiłku kosztuje go opuszczenie tego autobusu. Niestety mniej wyrozumiali są ludzie stojący za mną i popychający mnie i Sylwię do przodu. Eh.
Czekam na autobus do domu. Zabawne. Średnio co piąty człowiek przechodzący obok mnie jest pijany. No tak. Piątek. Odreagowujemy. Nie czekam długo, miejska przyjeżdża w miarę punktualnie i jest prawie pusta, mogę swobodnie usiąść. To są właśnie zalety wsiadania na dworcu. O tej porze jedzie jeszcze do Moszczanicy. Patrzę przez okno. Zachwycam się zachodem słońca. Naprawdę wyjątkowy widok.
Jestem w domu. W tym momencie nie marzę o niczym innym, jak o zjedzeniu ciepłego obiadu i pójściu spać. Jest u nas Ola, moja 5-letnia kuzynka. Drugi raz w ciągu tego dnia szczerze się uśmiecham. Uwielbiam to dziecko. Ogólnie lubię dzieci, są tak pozytywnie nastawione do życia. Spędzając z nimi czas można chociaż na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości. W końcu mama wraca od babci, rozmawiamy. Jem obiad i szukamy z mamą czegoś ciekawego w telewizji. Oczy same mi się zamykają. Idę do łóżka.
Wstaję po 4 godzinach, wcale nie czuję się lepiej. Idę się umyć. Mam ochotę obejrzeć jakąś dobrą komedię romantyczną, ale zdążyło do mnie napisać kilka osób, wolę z nimi pogadać. Zastanawiam się co będę robić w nocy, bo pewnie prędko teraz nie zasnę.
Tak właśnie minął mi piątek. Tak mało Ciebie w nim. I chyba nawet wiem, co byś mi na to powiedział. Przepraszam.
01:34 i jednak zachciało mi się spać. Bardziej niż spać chcę mi się jeść. Tą potrzebę raczej zignoruję. Idę spać.
Dobranoc.
Tusia
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika xoxoxo958.